W Polsce powstają właśnie pierwsze portale, na których pozyskać można pracowników do wykonania prostych zadań. Każdy może je wykonać nawet przy okazji codziennych czynności takich jak choćby zakupy. Chodzi o tzw. crowdsourcing, który w Polsce nie jest jeszcze powszechny i nie ma polskiej nazwy, ale zaczyna się tworzyć. Jak donosi tygodnik „Bloomberg Businessweek Polska" rośnie też grupa osób gotowych wykonywać takie zlecenia. Czeka na nie już prawie 50 tys. potencjalnych zleceniobiorców. Jeśli pojawi się więcej zleceniodawców, nastąpi przełom.

Jak działa crowdsourcing? Najlepiej obrazuje to przykład: ktoś jest akurat w mieście. Na smartfona dostaje informację o zadaniu, które za niewielkim wynagrodzeniem może wykonać w pobliskim sklepie. Chodzi np. o sprawdzenie dostępności jakiegoś produktu. Po wykonaniu kilku  zadań otrzymuje wynagrodzenie. Zainteresowana nimi firma oszczędza zaś na profesjonalnych badaniach, uzyskując równocześnie to, o co jej chodziło – miarodajne dane.

Serwisów opartych o crowdsouring nie ma jeszcze w Polsce wiele, ale rynek ruszył. Pojawiają się też aplikacje do obsługi. Przy pomocy GPS ustalają położenie użytkowników i na jej podstawie podsuwają im płatne zadania w pobliskich lokalizacjach. Jak zwraca uwagę „Businessweek" w ten właśnie sposób firmy mogą wykonywać proste zadania, ale też rozwiązywać bardziej skomplikowane problemy jak np. poszukiwanie kreatywnych udoskonaleń dla swoich produktów.

Do crowdsourcingu przekonała się już branża dóbr szybkozbywalnych, a także jeden z banków. Z zadowalającym skutkiem.    —jj

Więcej w najnowszym wydaniu