– Tak zwany rynek pracownika wymusza na pracodawcach większe inwestycje w uatrakcyjnianie oferty dla kandydatów – podkreśla Monika Hryniszyn, dyrektor personalna w agencji zatrudnienia Randstad, komentując najnowszą edycję jej badania „Plany pracodawców". Prawie 60 proc. ankietowanych firm ocenia tam, że potencjalni pracownicy mają coraz wyższe wymagania pozapłacowe i chcąc być atrakcyjnym pracodawcą, trzeba oferować coraz ciekawsze benefity.
Na ten trend liczą firmy, które chcą się przebić na polskim rynku z benefitem typu concierge, popularnym od lat w USA. W Polsce dotychczas znali go głównie klienci bankowości prywatnej dostający jako bonus usługę wsparcia osobistego asystenta, który pomaga w załatwieniu różnych prywatnych spraw.
Dotrzeć do HR-owca
Pionierem benefitów concierge była przed trzema laty spółka Libentis. Rosnące problemy firm ze zdobyciem pracowników zdawały się sprzyjać rozwojowi jej usług, tym bardziej że Polacy są od lat w światowej czołówce zapracowanych narodów. Na resztę, w tym sen, posiłki, obowiązki domowe i rozrywkę, zostaje im 14,2 godziny na dobę. Marcin Sobczak, prezes Libentis, przyznaje jednak, że rynek okazał się trudniejszy, niż przewidywali. Główna bariera to mentalność pracowników i HR-owców. – Polak z reguły jest zosią samosią. Ma trudności z delegowaniem zadań, które zwykle sam wykonuje. Szczególnie wtedy, gdy musi pokryć część kosztów, a wiele firm stosuje teraz zasadę współpłacenia pracowników za benefity – tłumaczy Sobczak. Z kolei działy HR ostrożnie wprowadzają rynkowe nowinki; wolą sprawdzone, popularne świadczenia. Dlatego też Libentis zmienia teraz model biznesowy, integrując menedżera osobistego ze swoją usługą superasystent kierowaną do małych firm i rozliczaną godzinowo. Być może zaoferuje ją też jako benefit, tym bardziej że może liczyć na wsparcie w promocji tej nowości.
Od zeszłego roku o rynek walczy bowiem dynamiczny startup AskHenry.pl. Jego współzałożyciel i prezes Norbert Szmit (były specjalista usług concierge w Noble Banku) liczy, że oferta znana od lat wśród zamożnych klientów banków przyjmie się również wśród pracowników firm. Także tych mniejszych. – Naszym celem są wszystkie firmy, które mają problem z rekrutacją dobrych fachowców i specjalistów – wyjaśnia w rozmowie z „Rz". Na razie AskHenry pozyskał dziesięciu klientów w Warszawie, głównie spółki średniej wielkości, ale coraz częściej na przetestowanie nowego benefitu decydują się też duże firmy.
Przekonać pracownika
Największe wyzwanie? To związane z edukacją rynku i brakiem znajomości usług typu concierge na polskim rynku – przyznaje Szmit. Ten brak wiedzy dotyczy zarówno działów HR, jak i pracowników, których trzeba przekonać do korzyści ze wsparcia personalnego asystenta. Pomaga w tym jego fizyczna obecność w firmie. AskHenry, obok zdalnej pomocy w rezerwacji biletów, stolika w restauracji albo wezwaniu fachowca, ma też pracowników, którzy dwa–trzy razy w tygodniu przyjeżdżają do klienta. Wtedy na miejscu mogą przyjąć zamówienia np. na zaniesienie butów do szewca, a przy okazji wyjaśnić, na czym polega usługa.
– Osobisty kontakt pomaga pokonać początkowy brak zaufania. Z czasem ludzie przekonują się, że nie naciągamy ich na drogie usługi. Wręcz przeciwnie, możemy zlecić je taniej, co pozwala zaoszczędzić nie tylko czas, ale i pieniądze – podkreśla Szmit. Jak dodaje, asystenci AskHenry zdobywali już m.in. niedostępne bilety VIP na paradę smoków w Krakowie i pomagali w wyrobieniu irańskiej wizy. Na co dzień pracownicy najchętniej korzystają ze wsparcia przy typowych domowych zajęciach, jak dostarczenie i odbiór rzeczy z pralni, butów od szewca albo odbiór paczek.