Przez ostatnie pół roku w jednej z bielsko-bialskich spółek motoryzacyjnych wydajność pracowników zwiększyła się o 6 proc. przy kilkakrotnym spadku ich nieobecności. Wcześniej mimo różnych zachęt i programów nie udawało się obniżyć absencji bardziej niż do 9 proc. Teraz nie przekracza 2 – 3 proc., choć ludzie nie mogą już liczyć na dodatkowe nagrody.
Duża rotacja, która też niedawno była problemem wielu firm, dziś jest bliska zera. Co wywołało taką niemożliwą do niedawna zmianę zachowań? Szefowa działu HR przyznaje, że to przede wszystkim efekt lęku przed utratą pracy.
W czasach gdy w wielu firmach trwają zwolnienia, gdzie jednym z kryteriów jest absencja, ludzie dużo rzadziej chodzą na L4. Bardziej przykładają się też do pracy.
[srodtytul]Pokusa kija[/srodtytul]
Teoretycznie to wygodna sytuacja dla firmy i dla tych menedżerów, którzy zarządzają starą metodą kija i marchewki, w tym wypadku z większym wykorzystaniem kija. – Jeszcze przed rokiem wielu kierowników wręcz bało się wydawać polecenia, bo pracownicy mogli się obrazić i z dnia na dzień rzucić pracę. Dziś niektórzy z menedżerów, widząc, że z łatwością można zarządzać przez strach, nadużywają swej przewagi – mówiła podczas niedawnego Kongresu Kadry Beata Gatnarczyk, szefowa działu personalnego Hutchinson Poland. I ona, i Alicja Wycisk z Rady Pracodawców Bielskiej Loży Biznesu zwracały uwagę na jedno z największych wyzwań dla działów HR w czasie kryzysu: zadbać, by menedżerowie nie ulegli pokusie zarządzania przez lęk.