W tym miesiącu do konsultacji społecznych trafi projekt ustawy przewidujący podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Będzie to prawdziwy test dla rządu. Dłuższa praca to najważniejszy, najodważniejszy, najbardziej konkretny i dotykający żywotnych interesów wielu wyborców projekt, jaki zgłosił w exposé premier Donald Tusk. Jeśli rządowi nie uda się go obronić i przeforsować w Sejmie, polegną także pozostałe zmiany. A te są o wiele bardziej zachowawcze, czasem wręcz markowane. Zamiast reform zostaną nam wtedy wyłącznie wyższe podatki i składki do ZUS. Te rząd wprowadzi na pewno. Wczoraj premier zapowiedział, że składka rentowa wzrośnie od lutego, a nie – jak wcześniej zakładano – od marca.
Papierowe reformy
Głębsza refleksja nad zapowiedziami premiera każe postawić wniosek, że rząd nie chce się specjalnie narażać żadnej dobrze reprezentowanej i silnej grupie. Tak jest w przypadku mundurowych, rolników, górników, urzędników czy nauczycieli. Pierwsi, poza nowo zatrudnionymi, zachowują prawo do odejścia na emeryturę po 15 latach służby, drudzy zapłacą na razie niewielką kwotę za swoje leczenie do NFZ, dalej będą przechodzić na emerytury w obniżonym wieku, a dopiero w bliżej nieokreślonej przyszłości zapłacą wyższe składki do KRUS. Górnicy zachowują swój supersystem emerytalny, urzędnicy posady, a nauczyciele podwyżki i superprzywileje z Karty nauczyciela.
Także inne zapowiedzi premiera brzmią groźniej, niż wyglądają w rzeczywistości. Twórcy, artyści i dziennikarze mają stracić ulgę podatkową w postaci 50-proc. kosztów uzyskania przychodu. Tyle że ma to dotyczyć jedynie zarabiających ponad 85 tys. zł rocznie. A takich osób jest bardzo niewiele, co więcej, to właśnie ulga w PIT chroni je przed drugim progiem podatkowym. Nie inaczej jest z becikowym. Oficjalnie ma ono trafić do mniej zamożnych, ale osób z dochodami rozliczającymi się podatkiem 32 proc. jest niespełna 2 proc. Becikowe więc będzie wypłacane niemal bez zmian.