– Armia pozostaje męską – twierdzi komandor Bożena Szubińska, pełnomocnik ministra obrony narodowej ds. wojskowej służby kobiet. Są przede wszystkim medyczkami, służą w jednostkach wojskowych, sztabach, coraz częściej stają na czele bojowych formacji.
Kobiety w armii przestały być rzadkością, ale na drodze awansu wciąż zmagają się ze stereotypami. Formalnie armia zniosła większość przeszkód i otworzyła kobietom drogę do wojskowej kariery. Mamy pilotki samolotów i śmigłowców, kobiety służą na okrętach, są działonowymi w czołgach, posługują się ciężkim sprzętem saperskim. Ale na stanowiskach dowódczych najczęściej obejmują komendę w plutonie, choć kilka z nich dosłużyło się dowodzenia kompanią.
Dogonić NATO
Jak przypomina Bożena Szubińska, w polskim wojsku kobiety liczniej zaczęły wkładać mundur dopiero pod koniec lat 80., kiedy trzeba było pilnie uzupełnić brakujące kadry medyczne. Potem do armii trafiły psycholożki.
Odkąd weszliśmy do NATO, trwa porównywanie się z sojusznikami i odrabianie zaległości w realizacji międzynarodowych konwencji, a także tworzenie miejsc w koszarach i sztabach dla prawdziwych żołnierek.
W tym roku minister obrony zdecydował się nawet na uruchomienie promocyjnej akcji, która ma zachęcić ambitne dziewczyny do wybierania wojskowej kariery. W wojskowych uczelniach nie ma parytetów i liczba przyjęć jest co roku reglamentowana, ale po szybkim wzroście liczby pań rekrutowanych do korpusu podoficerskiego i szeregowych zawodowych (tylko w ciągu ostatniego półrocza przybyło kilkaset chętnych ) widać, że pomysł trafił na dobry grunt.