– Szacujemy, że 40 proc., a może nawet więcej, zatrudnionych w sklepach wielkopowierzchniowych pracuje na część etatu. Walczymy o zmianę tego modelu, bo jest on dyskryminujący dla pracowników. Wiadomo, że ludzie w handlu zarabiają niewiele więcej niż najniższa ustawowa płaca. Jej proporcjonalne obniżenie do wymiaru czasu pracy powoduje, że dostają wynagrodzenie niższe niż płaca minimalna – mówi Alfred Bujara, przewodniczący sekcji handlu NSZZ „Solidarność".
Aby mieć prawo do zasiłku dla bezrobotnych trzeba zarabiać minimum 1386 zł brutto
- czyli co najmniej tyle ile wynosi minimalne wynagrodzenie za pracę.
Jeśli więc takie osoby stracą pracę, nie dostaną nawet zasiłku dla bezrobotnych.
Związkowcy przypominają, że markety obniżają stan zatrudnienia i w konsekwencji tę samą pracę musi wykonać o wiele mniej osób niż kilka lat temu. Na dodatek część z nich pracuje na niepełny etat. – Obecnie szanse na zatrudnienie w pełnym wymiarze w naszej firmie są minimalne. Ludziom oferuje się pracę na 6/8 czy pół etatu. Nie wiemy, dlaczego firma przyjęła taki model zatrudnienia. Nieoficjalnie słyszymy, że to efekt kryzysu, ale przecież cały czas są otwierane nowe sklepy – mówi szef NSZZ „Solidarność" w Biedronce.