Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że rząd rozważa większą niż ustawowa marcową waloryzację świadczeń z ZUS. Wskaźniki opublikowane przez GUS mówią, że nie może być niższa niż 5,7 proc. Tymczasem inflacja w grudniu 2021 r. wzrosła do 8,6 proc., a styczniowa ma być jeszcze wyższa.
Pytanie, czy liczona na podstawie zeszłorocznych danych podwyżka dla prawie 8 mln świadczeniobiorców ZUS pokryje tegoroczny ubytek wartości ich świadczeń wynikający z wysokiej inflacji.
Ład i waloryzacja kontra inflacja
Okazuje się, że niebagatelne znaczenie w tych wyliczeniach mają podwyżki świadczeń wynikające z ostatnich zmian podatkowych, na których zdecydowana większość emerytów skorzystała. Teraz nawet po dodaniu minimalnej ustawowej waloryzacji i tak wyjdą na plus. Przy założeniu, że zadziała tarcza antyinflacyjna rządu i wyhamuje wzrost cen w najbliższych miesiącach.
– Zakładając wariant podstawowy, że waloryzacja wyniesie tylko ustawowe minimum, czyli 5,7 proc., a inflacja pozostanie pod względną kontrolą i wyniesie średnio 7,4 proc. rocznie, to sumując podwyżkę netto świadczeń wynikającą z Polskiego Ładu i podwyżkę wynikającą z waloryzacji, realnie wzrośnie siła nabywcza świadczeń od 1300 zł do ok. 3400 zł brutto, czyli wypłaty większości emerytów i rencistów, pomimo inflacji – wylicza Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Co ważne, z wyliczeń FPP wynika, że na zwykłej waloryzacji świadczeń może stracić przeszło 340 tys. osób, które pobierają emeryturę poniżej gwarantowanego minimum. Chodzi o osoby, które nie wypracowały stażu emerytalnego 20 lat dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn, który dawałby im prawo do emerytury minimalnej wynoszącej obecnie 1250,88 zł brutto (1066,24 zł na rękę). Jeśli rząd nie zaproponuje specrozwiązań dla tej grupy, siła nabywcza ich świadczeń spadnie, co postawi te osoby w trudnej sytuacji.