Trzeba przypomnieć, iż Polska jest rekordzistą Europy pod względem ograniczania dostępu do zawodów. Lista profesji regulowanych w naszym kraju liczy aż 380 pozycji. Zajmujący drugie miejsce Czesi regulują ich 333, a będąca na trzecim miejscu Wielka Brytania 217. Najmniej zawodów uregulowały kraje bałtyckie: Estonia - 47, Łotwa - 50, Litwa - 67. Tymczasem średnia europejska to ok. 150 - dokładnie tyle wskaźnik ten wynosi dla Francji; dla Niemiec to 152, a dla Włoch 148.
Jak czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy deregulacyjnej wynikiem nadmiernej regulacji dostępu do zawodów w Polsce jest m.in. wykształcenie swoistej „turystyki uprawnieniowej" w wyniku, której polscy obywatele jeżdżą do innych krajów UE w celu uzyskania uprawnień do wykonania zawodu.
Czym właściwie jest deregulacja? Jak możemy przeczytać na stronie Ministerstwa Finansów, jest to proces likwidacji zbyt wysokich i nieuzasadnionych barier dostępu do zawodów. Bariery te, czyli m.in. obowiązek odbycia kursu i zdania egzaminu państwowego, kierunkowe wykształcenie (często na płatnych studiach podyplomowych) czy staż zawodowy, blokują przede wszystkim ludziom młodym możliwość wykonywania danej licencjonowanej profesji. Ograniczenie czy nawet zniesienie niektórych formalnych wymogów znacząco otworzy dostęp do tych zawodów.
Twórcy reformy przekonują, że pomyślne zakończenie procesu deregulacji przyniesie w efekcie szereg pozytywnych zmian:
1. Praca dla młodych