List Jarosława Gowina skierowany do jego francuskiej odpowiedniczki Fryderyki Vidal jest dobrym przykładem ginącej sztuki dyplomatycznej epistolografii. Zdaniem pani minister brak jednoznacznej reakcji państwa polskiego i obecnego na sali przedstawiciela IPN sugeruje, że konferencja została zakłócona za cichą zgodą Polski, co może rodzić obawę o stan wolności badań naukowych w Polsce.
Gowin w liście potępia próby zakłócania dyskusji oraz personalne ataki na prelegentów, podkreślając jednak, że nie ma pewności, iż miały one charakter antysemicki. Polski wicepremier podkreśla, że antysemityzm czy nienawiść motywowana przynależnością rasową czy narodową jest nie do zaakceptowania.
Dlatego też Gowin zwrócił się do Vidal, by przekazała wyrazy solidarności profesorowi Alainowi Finkelkrautowi, który został niedawno zaatakowany i obrzucony antysemickimi wyzwiskami na ulicach Paryża podczas protestów „żółtych kamizelek".
Argumenty typu: „a u was biją Murzynów", nikogo nie przekonają. Ale faktem jest, że w ubiegłym roku liczba incydentów o charakterze antysemickim wzrosła we Francji o 74 proc. Nie można tu wszystkiego zrzucić na muzułmańskich mieszkańców przedmieść, bo akurat Finkelkrauta – co doskonale widać na dostępnych w internecie filmach – zaatakowali biali Francuzi. W Polsce to się nie zdarzyło, ale każdy przypadek otwartego antysemityzmu zasługuje na napiętnowanie. Po tym, jak Niemcy zmienili polską ziemię podczas II wojny w fabrykę śmierci, nie może być moralnej zgody na szukanie jakichkolwiek usprawiedliwień dla antysemityzmu.
Gowin ma rację, pisząc, że w Polsce wolność badań naukowych, również dotyczących Zagłady, a także godnych napiętnowania przypadków przestępstw popełnianych na Żydach przez Polaków, ma się dobrze. Ale wolność badań to również prawo do pisania krytycznych recenzji. W IPN właśnie powstała bardzo krytyczna recenzja pracy „Dalej jest noc".