Koalicja Europejska w przeciwieństwie do Zjednoczonej Prawicy nie ujawniła jeszcze list wyborczych do Parlamentu Europejskiego, ani nawet ich czołówek. Czas na zgłaszanie kandydatów w PO upływa 10 marca. W podobnym terminie mają to zrobić inne partie koalicyjne. Rada Krajowa PO ma zatwierdzić listy w drugiej połowie miesiąca.
Układanka, którą ma przed sobą Grzegorz Schetyna i inni liderzy Koalicji Europejskiej, jest jednak wyjątkowo trudna - pisał w "Rzeczpospolitej" Michał Kolanko. Po Brukseli i Warszawie nieoficjalna lista „jedynek” do PE. Podział to trzy dla PSL, trzy dla SLD (to budzi w Platformie w Brukseli szczególnie dużo emocji) i reszta dla PO. Według tych nieoficjalnych doniesień na "jedynki" mogą liczyć m.in. Róża Thun (w Krakowie), Henryka Bochniarz (na Podlasiu) i Janina Ochojska (na Dolnym Śląsku). Możliwy jest też start z pierwszego miejsca byłej premier Ewy Kopacz.
W piątek Grzegorz Schetyna i szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer zapowiedzieli, że na listach Koalicji Europejskiej obowiązywać będzie parytet płci. "Skutecznie zawalczymy o parytet: 50 procent kobiet, 50 procent mężczyzn" - zapowiedział na Twitterze ten pierwszy, dołączając wideo z życzeniami z okazji Dnia Kobiet. To samo zapowiedziała Lubnauer, podczas konferencji prasowej liderów Koalicji Europejskiej, informującej o złożeniu dokumentów rejestracyjnych KE w Państwowej Komisji Wyborczej. Szefowa Nowoczesnej oceniła, że "demokracja bez kobiet to półdemokracja".
"Po co Pan kręci w sprawie kobiet na listach? I to w Dzień Kobiet! Na waszej liście jest mniej kobiecych jedynek niż w PiS-ie" - skontrował na Twitterze Adrian Zandberg. "Uczciwa równość to równa liczba kobiet i mężczyzn na jedynkach. Tak będzie na liście Lewica Razem. To powinna być oczywistość" - dodał polityk Razem.