Nigdy dotąd wynik wyborów parlamentarnych na Ukrainie nie był tak przewidywalny, wiadomo, które ugrupowanie wygra. Jednocześnie jest to chyba najbardziej intrygująca kampania wyborcza, odkąd kraj ogłosił niepodległość. Główna tajemnica to, czy równie zdecydowane zwycięstwo, jak Wołodymyra Zełenskiego w wyborach prezydenckich na wiosnę, w najbliższą niedzielę powtórzy jego partia Sługa Narodu. Gdyby tak się stało, cała władza w kraju znalazłaby się w jednych rękach, po raz pierwszy od 1991 r.
Człowiek na rowerze
Z najnowszego sondażu kijowskiego ośrodka Rejting wynika, że prezydenckie ugrupowanie ma niemal 50 proc. poparcia. Drugą pozycję zajmuje prorosyjska Platforma Opozycyjna – Za Życie (10,5 proc.), na trzecim miejscu ugrupowanie byłego prezydenta Petra Poroszenki Europejska Solidarność, na którą chce głosować 7,7 proc. wyborców. Batkiwszczyna byłej premier Julii Tymoszenko może liczyć na zaledwie 6,9 proc. głosów. Do parlamentu weszłaby jeszcze partia Gołos (5,9 proc.), na czele której stoi słynny wokalista zespołu Okean Elzy Swiatosław Wakarczuk.
Chęć utworzenia koalicji ze Sługą Narodu zadeklarowały wszystkie ugrupowania oprócz partii Poroszenki. Sługa Narodu liczy zaś na to, że nie będzie takiej potrzeby.
Przeczytaj też: Zełenski wciela się w Łukaszenkę
Do większości parlamentarnej potrzebują co najmniej 226 mandatów w 450-osobowej Radzie Najwyższej. Połowa jest wybierana z list partyjnych, reszta to jednomandatowe okręgi wyborcze. To wybrani z tych okręgów deputowani, jak zauważają ukraińscy analitycy, są największym problemem Zełenskiego. To najbardziej skorumpowana grupa, dobrze rozpoznawalnych i zarazem mocno usytuowanych w regionach. Dotychczas partie polityczne musiały kupować lojalność tych ludzi, by tworzyć większość.