To nie political fiction tylko scenariusz, jaki szykuje się w lubelskim sejmiku.
„Wasz wojewoda, nasz marszałek” – taki podział władzy w regionach ustalili Donald Tusk i Waldemar Pawlak. To oznacza, że tam, gdzie fotel wojewody obsadzi ludowiec (lubelskie, warmińsko-mazurskie i podkarpackie), funkcja marszałka przypadnie PO.
Ta zasada sprawiła, że Lubelszczyzna pogrążyła się w politycznych targach. By wypełnić wolę szefów, działacze Platformy i ludowcy muszą odwołać obecnego marszałka, którego wybrała rok temu wciąż rządząca koalicja PO z PiS. Pierwszym krokiem do tego ma być sojusz Platformy z PSL, które coraz głośniej żąda wejścia w lokalne koalicje.
W lubelskim sejmiku najsilniejsze jest PiS: ma 11 radnych, marszałka i wicemarszałka. Ale wszystko wskazuje na to, że już niedługo pożegna się władzą. Jeszcze po wyborach parlamentarnych szef lubelskiej PO Janusz Palikot zachwalał korzyści płynące z tej koalicji: sprawność w podejmowaniu strategicznych dla regionu decyzji, zgodę na rozbudowę lotniska dla Lublina, utworzenie strefy ekonomicznej. W zeszłym tygodniu zmienił zdanie: – Albo marszałkiem będzie ktoś z PO, albo sejmik będzie źle funkcjonował.
Poinformował, że PO dysponuje już większością potrzebną do odwołania pisowskiego marszałka. Taki przewrót wymaga zgody 20 z 33 radnych, a wniosek ma poprzeć 21 radnych.