Wojciech Olejniczak nie ma ostatnio dobrej passy. Temu byłemu ministrowi rolnictwa i byłemu szefowi SLD grozi, że stanie się także byłym przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Lewicy. Grzegorz Napieralski przystąpił do ostatecznej rozgrywki ze swoim politycznym rywalem. Szef SLD przeforsował już swój pomysł na zarządzie partii, który rekomendował na nowego szefa klubu właśnie jego. Ale wczoraj wieczorem okazało się, że rekomendacja zarządu nie wystarczy do odwołania Olejniczaka. Gdy Napieralski zaproponował głosowanie, okazało się, że taki wniosek może jedynie złożyć szef klubu, prezydium partii lub jedna czwarta posłów. Wczoraj więc głosowanie się nie odbyło. Ale już za tydzień ma dojść do następnej próby.
Wówczas Olejniczak będzie tylko szeregowym posłem. A zaledwie trzy lata temu okrzyknięto go nadzieją polskiej lewicy. To on pozbył się z SLD takich politycznych dinozaurów, jak Leszek Miller czy Józef Oleksy. W wyborach w 2005 roku tylko jego twarz uśmiechała się z billboardów Sojuszu. To on poprowadził konwencję inaugurującą kampanię prezydencką Włodzimierza Cimoszewicza. I zrobił to jak profesjonalny showman.
[srodtytul]Najmłodszy minister[/srodtytul]
– Po raz pierwszy zobaczyłem Wojtka, gdy miał 12 lat, w gospodarstwie jego ojca – wspomina Leszek Miller. To w jego rządzie Olejniczak zrobił karierę – został podsekretarzem stanu, a kilka miesięcy później konstytucyjnym ministrem. Miller był zaprzyjaźniony z ojcem Olejniczaka, Sylwestrem. Poznał go, gdy był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Skierniewicach, a Sylwester – członkiem egzekutywy.
Po raz drugi ówczesny szef SLD zetknął się z Wojtkiem w sztabie wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 roku. – Był bardzo sprawny i chętny do pracy, odpowiadał za oprawę medialną kampanii – mówi poseł SLD Ryszard Kalisz, wówczas szef sztabu Kwaśniewskiego.