– Po żałobie narodowej przystąpimy do tego, by niektóre sprawy rozliczyć, także te związane z tempem informowania organów państwa o tego rodzaju zdarzeniach – zapowiadał jeszcze podczas poniedziałkowego wizytowania pogorzeliska w Kamieniu Pomorskim prezydent Lech Kaczyński.
Urzędnicy Kancelarii Prezydenta oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego zaczęli sprawdzać, dlaczego wiadomość o tragicznym pożarze gdzieś utknęła, a prezydent dowiedział się o wszystkim dużo później od premiera, i to z mediów.
– Informacje o tego typu nagłych zdarzeniach otrzymujemy z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Tym razem kanał ten okazał się niedrożny – mówi „Rz” Jarosław Rybak, rzecznik BBN, które o takich informacjach powiadamia prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– Rzeczywiście, do BBN ta wiadomość nie poszła – przyznaje Antoni Podolski, szef RCB. – Dyżurny Centrum uznał po prostu, że w trybie nagłym prezydentowi ta wiadomość nie jest potrzebna.
Współpracownicy głowy państwa są jednak przekonani, że to nie przypadek. Twierdzą, że od ubiegłego lata, gdy zaczęło działać RCB, z przepływem informacji na linii rząd – prezydent nie było najmniejszego problemu.