Jeszcze rok temu Waldemar Pawlak unikał deklaracji, czy PSL wystawi kandydata w wyborach prezydenckich w 2010 r. Ale teraz politycy, patrząc na niskie notowania partii, mówią, że nie mają wyjścia.
– Logika jest prosta. Jeśli partia parlamentarna nie uczestniczy w kampanii prezydenckiej, to traci okazję, by pokazać własną wizję ustrojową, przyznaje się, że cierpi na kryzys przywództwa – mówi „Rz” Janusz Piechociński, wiceszef PSL. I zaznacza, że decyzję o wystawieniu kandydata władze Stronnictwa podejmą jesienią.
– Pawlak zapowiedział już premierowi, że PSL będzie mieć swojego kandydata. Ludowcy tłumaczą, że nie mogą sobie pozwolić na to, by zniknąć z mediów na czas półrocznej kampanii – wyjaśnia polityk z otoczenia premiera.
Ale Platformie zależy, by kandydatem PSL nie był szef ludowców. – Kampania wyborcza będzie brutalna, a konkurowanie liderów partii, które są dziś w koalicji, może przekreślić jej dalsze trwanie – mówi „Rz” pragnący zachować anonimowość polityk PO.
Zwłaszcza że po wyborach prezydenckich Platforma chciałaby dotrwać w koalicji z PSL do kolejnych wyborów parlamentarnych. A te odbędą się najwcześniej na wiosnę 2011 r. Plany polityków PO sięgają dalej. Jeśli udałoby się Platformie wygrać elekcję do Sejmu i Senatu, rządy chciałaby kontynuować z ludowcami.