Rząd koalicyjny PO–PSL pod wieloma względami jest wyjątkowy: sprawuje władzę już drugą kadencję, partnerzy unikają publicznych sporów, a sama Platforma z małymi wyjątkami jest od pięciu lat liderem sondaży. Mimo to działania obecnego gabinetu akceptuje zaledwie 28 proc. badanych przez CBOS w październiku, a samego premiera – co trzeci (32 proc.). To spory spadek, jeżeli weźmie się pod uwagę, że rząd PO–PSL po przejęciu władzy w 2007 roku miał poparcie aż 54 proc. badanych. Przy czym przeciwnicy stanowili zaledwie 19 proc. respondentów CBOS.
Z niższego pułapu
Tymczasem poprzedni premierzy: Jerzy Buzek, Leszek Miller czy Jarosław Kaczyński, choć zaczynali z mniejszym kredytem zaufania, to notowania analogiczne do obecnych rządu Tuska mieli w sytuacji ostrych konfliktów w koalicji na dodatek okraszonych aferami, którym towarzyszyły ogromne emocje.
Koalicyjny gabinet Leszka Millera zaczynał sprawowanie władzy jesienią 2001 r. przy poparciu 50 proc. społeczeństwa i 15 procentach przeciwników. Ale takie dobre notowania nie utrzymały się długo. W grudniu 2002 roku „Gazeta Wyborcza" napisała słynny tekst o korupcyjnej propozycji, jaką złożył Lew Rywin Adamowi Michnikowi. Na przełomie lutego i marca 2003 r., gdy afera Rywina się rozkręcała, doszło do konfliktu między współrządzącymi partiami SLD i PSL. W rezultacie Leszek Miller ogłosił koniec koalicji z ludowcami i 3 marca zdymisjonował chłopskich ministrów. W wyniku tego w marcu tylko 24 proc. badanych określało się jako zwolennicy rządu, a 33 proc. jako jego przeciwnicy. I to nie był koniec, bo w kwietniu zaledwie 16 proc. badanych popierało rząd, a 43 proc. go krytykowało.
Podobnie rzecz się miała z rządem Jerzego Buzka, tworzonym przez koalicję AWS–UW. Kredyt zaufania, który otrzymał od wyborców w 1997 roku, wyparował, gdy wiosną 1999 roku Buzek dokonał zmian w składzie Rady Ministrów. Unia Wolności uznała to za próbę osłabienia jej pozycji i publicznie o tym mówiła. Oliwy do ognia dolała decyzja Klubu UW, by nie poprzeć kandydatury Mariana Krzaklewskiego, patrona politycznego AWS, w wyborach prezydenckich. Po tych wydarzeniach poparcie dla rządu Buzka się załamało. W sierpniu 1999 r. popierało go zaledwie 26 proc. badanych, a 39 proc. było jego przeciwnikami. Miesiąc później liczba zwolenników spadła do 25 proc., a przeciwników do 43 proc. Jesienią 1999 r. doszło do rozpadu koalicji AW–UW, co przypieczętowało upadek rządu Buzka. Trzeba też dodać, że oba rządy, gdy kończyły swoją pracę, były niemal powszechnie nieakceptowane. I podobnie rzecz się miała z obu premierami.
– Przed 2005 r. polską polityką rządził chaos. Wystarczyło nawarstwienie afer lub politycznych awantur, by rządy i partie błyskawicznie traciły poparcie, którego nie były już w stanie odzyskać. Głosy natychmiast były przerzucane na opozycję – tłumaczy tamte wydarzenia politolog Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz zdaniem politologa jest inaczej. – Spór między PO i PiS jest tak gorący, że podzielił naszą scenę polityczną na trwałe – dodaje. – W tej sytuacji nawet rosnące niezadowolenie obywateli z pracy rządu nie przekłada się tak bardzo na poparcie partyjne, a co za tym idzie – na wynik wyborczy.