„To przełom. Chyba po raz pierwszy dwaj byli premierzy, z dwóch przeciwległych krańców politycznej sceny, postanawiają działać na rzecz otwarcia polskim przedsiębiorcom nowego, niełatwego rynku” – napisał w blogu senator Platformy Jan Libicki po tym, gdy ujawniliśmy w „Rz”, że Józef Oleksy i Kazimierz Marcinkiewicz tworzą izbę gospodarczą mającą ułatwić handel z Rosją.
Sprawa wywołała ożywione komentarze, bo Oleksy jest wiceszefem SLD, a Marcinkiewicz stał na czele rządu PiS. W polskiej polityce tak otwarta ponadpolityczna współpraca wydaje się należeć do rzadkości. Jednak tam, gdzie nie ma telewizyjnych kamer, jest czymś oczywistym. – Gdy wchodzimy na posiedzenie, legitymacje partyjne zostawiamy za drzwiami – mówi poseł PO Paweł Suski, szef Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt.
To jeden ze 124 zespołów w Sejmie. Posłowie mogą tworzyć je zupełnie dowolnie, a za pracę w nich nie pobierają żadnych korzyści. Niektóre są zdominowane przez członków jednego klubu, jednak wiele ma ponadpolityczny charakter. Jakby w zaprzeczeniu tezy o głębokich podziałach między partiami, które formułują publicyści i politolodzy.
Dla dobra zwierząt
– W Polsce nie ma ordynacji jednomandatowej, w związku z czym posłowie są zależni od władz partyjnych. Nie zawsze mogą nawet głosować z własnym sumieniem, więc szukają innych form realizacji swoich pomysłów – tłumaczy Paweł Suski.
Jego zdaniem to dlatego w Zespole Przyjaciół Zwierząt współpracują politycy wyjątkowo mocno różniący się ideologicznie. Marek Suski z PiS, który zasłynął porównaniem związków partnerskich do zoofilii, współpracuje tam z homoseksualnym posłem Ruchu Palikota Robertem Biedroniem. Przeszli nawet na „ty”. W zespole zasiada też konserwatystka Jolanta Szczypińska z PiS.