Kronika szorstkiej przyjaźni

Choć Grzegorz Schetyna nie wystartował na szefa Platformy, to nie uniknie starcia z premierem.

Publikacja: 07.09.2013 02:37

Grzegorz Schetyna i Donald Tusk przez lata stanowili polityczny tandem. Dziś są w stanie wojny i wal

Grzegorz Schetyna i Donald Tusk przez lata stanowili polityczny tandem. Dziś są w stanie wojny i walczą o wpływy wśród członków partii

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Właśnie ruszają wybory władz regionów Platformy Obywatelskiej – to będzie arena otwartej wojny między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Jakim wynikiem zakończy się ten pojedynek?

Jeszcze do niedawna ludzie Schetyny kierowali pięcioma regionami Platformy. Dziś pewniaków jest może ze trzech, w tym sam Schetyna.

W ciągu niespełna 4 lat Tusk pozbawił go wszelkich istotnych stanowisk i odarł z realnej władzy. Teraz Schetyna musi walczyć o przetrwanie. Najbliższe miesiące będą w tej rozgrywce kluczowe.

Człowiek do zadań specjalnych

Janusz Palikot wspominał w swej rozliczeniowej książce „Kulisy Platformy": „Te bliskie, wręcz przyjacielskie relacje między nimi były autentyczne. Tam była jakaś zażyłość w tym wszystkim, jakaś bliskość, wspólna energia. (...) Nie było wątpliwości, że w hierarchii po Donaldzie jest najwyżej. To z nim Tusk najczęściej rozmawiał w cztery oczy, czasem o sprawach, których z nikim innym nie poruszał".

Poznali się w 1990 r. Tusk wrócił właśnie z gastarbeiterki w Norwegii i rzucił się w wir przemian – jako dziennikarz wszedł do komisji likwidującej państwowego molocha prasowego RSW. Z kolei 27-letni Schetyna był dyrektorem w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. – Pamiętam, jak z lekkością Tusk opowiadał mi, że musi się spotkać z przedstawicielem NATO. O megaproblemach mówił w taki sposób, jakby nie miał żadnych kompleksów. To mnie zaintrygowało – wspominał po latach Schetyna.

Na początku lat 90. współtworzyli ugrupowanie młodych polskich biznesmenów – Kongres Liberalno-Demokratyczny. Ale wtedy było w KLD wielu ludzi bliższych Tuskowi – choćby Paweł Piskorski czy Jan Krzysztof Bielecki.

Żona premiera Małgorzata Tusk wspominała, że przyjaźń zaczęła się później. W 1993 r. KLD spektakularnie przegrywa wybory i nie dostaje się do Sejmu, a rok później cała partia przystępuje do nowego ugrupowania – Unii Wolności. Właśnie tam zaczyna się ich polityczna przyjaźń.

Kiedy Tusk przegrał wybory na szefa Unii w 2000 r., Schetyna odszedł razem z nim. Tak właśnie powstała Platforma Obywatelska. W ciągu dwóch pierwszych sejmowych kadencji PO – gdy najpierw rządziło SLD, a potem PiS – Schetyna coraz bardziej zbliżał się do Tuska. Stał się jego najbardziej zaufanym współpracownikiem i człowiekiem do specjalnych poruczeń.

Jako sekretarz generalny partii czuwał nad strukturami Platformy. W terenie rozwiązywał lokalne konflikty, w centrali – pilnował pozycji Tuska, bezlitośnie rozprawiając się z jego kolejnymi konkurentami. Przypisywana Tuskowi lista straconych polityków Platformy – Piskorski, Olechowski, Płażyński, Rokita czy Gilowska – nie byłaby tak obfita, gdyby plutonem egzekucyjnym nie zawiadywał znany z politycznej skuteczności i twardej ręki Schetyna.

Grzegorz upokorzony

Po efektownej wiktorii nad PiS w 2007 r. podzielili się władzą jeszcze w sposób pokojowy: Tusk został premierem, Schetyna wicepremierem oraz szefem MSWiA. Podział ról wydawał się podobny do tego z partii: Tusk ma być twarzą rządu, Schetyna jego motorem. Tusk mu jeszcze wówczas ufał – dał dużą swobodę zarówno w doborze współpracowników, jak i rozbudowie strefy wpływów w mundurówce, służbach specjalnych i prokuraturze.

Donald Tusk najchętniej pozbyłby się z Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny, ale jest na to zbyt słaby.

Poróżniły ich władza oraz ambicje. Na dworze premiera pierwsze skrzypce zaczęli odgrywać były premier Jan Krzysztof Bielecki oraz spec od marketingu politycznego Igor Ostachowicz, którzy podsycali niechęć do Schetyny. Pod ich wpływem Tusk zaczął podejrzewać, że Schetyna szuka pretekstu, aby zastąpić go na premierowskim fotelu. Faktem jest, że Schetyna w niezbyt wykwintny sposób starał się przekonać Tuska do startu w wyborach prezydenckich w 2010 r., po uprzednim namaszczeniu go na swego następcę. Tusk długo się wahał, podejrzewając nawet, iż przynoszone przez Schetynę sondaże dające mu gwarancję wyboru są podkolorowane.

Kiedy zapadł wyrok na Schetynę – tego dokładnie nie wiadomo. Ale kiedy jesienią 2009 r. wybuchła afera hazardowa, Tusk uznał ją za idealny moment do pozbycia się nadambitnego konkurenta. Pretekstem były kontakty Schetyny z bohaterem afery Ryszardem Sobiesiakiem.

Schetyna długo nie chciał zrozumieć, że Tusk chce go dopisać do długiej listy polityków, których – jak się mówi w PO – strącił ze skały w przepaść. – To jest z nim problem. Ma jakąś mentalną barierę, która uniemożliwia mu odpowiadanie na ataki Tuska – mówił nam wówczas jeden z sojuszników Schetyny.

Najpierw został przejściowym szefem Klubu PO – premier chciał, aby partia spokojnie przyjęła usunięcie go z rządu. Potem – po wyborze Bronisława Komorowskiego na prezydenta w przyspieszonych wyborach po katastrofie smoleńskiej – Schetyna został marszałkiem Sejmu. Ze względów proceduralnych krótko był nawet pełniącym obowiązki głowy państwa. Wydawało mu się, że wraca do gry. Takie też zapewnienia – jak twierdzą ludzie Schetyny – premier miał mu złożyć w noc kolejnych wygranych wyborów parlamentarnych w 2011 r.

Dzień później Tusk upojony wiktorią nad PiS przystąpił do ataku na Schetynę. Widowiskowo go wówczas upokorzył – nie tylko pozostawił poza rządem, ale nawet pozbawił stanowiska marszałka. Na konferencji prasowej oświadczył, że Schetyna jest jego konkurentem i przewodzi wewnątrzpartyjnej opozycji.

Jeden z weteranów PO, druh Tuska i Schetyny z początków Platformy, opowiada: – Zapytałem wtedy Donalda: „Dlaczego upokorzyłeś Grzegorza?". Odpowiedział: „Bo mogłem sobie na to pozwolić".

Przeczekać w pieczarze

Zaczął się czas walki Schetyny o życie. To właśnie wtedy między otoczeniem Tuska a ludźmi Schetyny zaczęła się trwająca do dziś wojna na haki, przecieki i czarny PR. W tej wojnie było sporo elementów komicznych – jak wówczas, gdy przedstawiciele Kancelarii Premiera doprowadzili do usunięcia Schetyny z badań popularności polityków przeprowadzanych przez CBOS, bo zaczął się zbliżać do Tuska.

Ale zdecydowanie więcej było fauli. Ludzie Schetyny wierzą, że to współpracownicy premiera próbowali obarczyć ich patrona odpowiedzialnością za potężną aferę korupcyjną przy informatyzacji służb podległych MSWiA. Z kolei ludzie Tuska są przekonani, że to schetynowcy stoją za przeciekami do gazet, które miały obciążyć najbliższych ludzi premiera, takich jak Jan Krzysztof Bielecki czy minister transportu Sławomir Nowak.

W ostatnim czasie podczas narad w swym gabinecie – zwanym złośliwie „pieczarą", gdyż z Sejmu wchodzi się do niego przez suterenę – Schetyna mówił o Tusku jak o despotycznym władcy, ale chłodno, z właściwym sobie analitycznym podejściem. Jego ludzie długo odnosili wrażenie, że owa analiza poprzedza decyzję o starcie przeciw premierowi w wyborach na szefa Platformy.

Wszyscy wiedzieli, że z premierem nikt nie wygra. Tyle że nie o wygraną chcieli walczyć, tylko o przetrwanie w partii rządzonej jednoosobowo przez Tuska. – Każdy wynik poniżej 80 proc. będzie klęską Donalda – opowiadał nam wówczas jeden z uczestników pieczarowych konwentykli.

Tyle że premier znał siłę Schetyny, osadzonego w strukturach PO, którymi kierował przez lata. Postanowił więc zmienić zasady planowanych na początek 2014 r. wyborów. Najpierw zarządził powszechne głosowanie członków partii, a nie wybory poprzez delegatów, które dawały większe szanse Schetynie. A potem – aby jeszcze bardziej zwiększyć swe szanse – przeforsował przyspieszenie wyborów o ponad pół roku, tak aby wypadły w wakacje.

Schetyna uznał, że w takiej sytuacji nie ma szans na przyzwoity wynik i lepiej po raz kolejny zaszyć się w „pieczarze" i czekać, aż Tuskowi powinie się noga. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że kibicował Jarosławowi Gowinowi, którego dobry rezultat nie byłby zresztą możliwy bez wsparcia zwolenników Schetyny.

Wojna zastępcza

Schetyna starcia z premierem nie uniknie. Jako lider PO na Dolnym Śląsku będzie się musiał zmierzyć w wyborach regionalnych ze swym dawnym kolegą z NZS, a dziś stronnikiem Tuska Jackiem Protasiewiczem.

Do podobnych wojenek schetynowców z tuskowcami dojdzie w kilku jeszcze regionach. To będzie taka wojna zastępcza, korespondencyjny pojedynek dwóch najważniejszych ludzi Platformy.

Jeśli Schetyna utrzyma kontrolę nad Dolnym Śląskiem, a jego ludzie wygrają w Wielkopolsce i na Mazowszu, może jeszcze na Podlasiu, to potwierdzi, że pogłoski o jego śmierci były zdecydowanie przesadzone. A jeśli widowiskowo przegra? Ludzie Schetyny mówią, że ich patron i tak nie ma nic do stracenia.

Bo dziś, po nieprzekonującym zwycięstwie w wyborach na szefa PO, Tusk jest za słaby, by go wyrzucić. A czy może go jeszcze bardziej upokorzyć?

Właśnie ruszają wybory władz regionów Platformy Obywatelskiej – to będzie arena otwartej wojny między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Jakim wynikiem zakończy się ten pojedynek?

Jeszcze do niedawna ludzie Schetyny kierowali pięcioma regionami Platformy. Dziś pewniaków jest może ze trzech, w tym sam Schetyna.

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"