Nie odbyło się zapowiadane wieczorne spotkanie PO–PSL. Według ludowców, którzy się go od dwóch dni domagali, zostało odwołane przez nich samych. Ale nie wszyscy w Sejmie są przekonani, że jest to prawda.
Najważniejsze dla partii Piechocińskiego
Politycy Stronnictwa tłumaczą, że wolą spotkać się z premierem Donaldem Tuskiem w przyszłym tygodniu. Jak argumentują, nie ma co działać pod presją mediów, skoro do omówienia są tak poważne tematy, jak podział środków unijnych, dopłaty na drogi lokalne, podwyższenie o 10 proc. akcyzy na piwo – najnowszy pomysł PSL, który ma pozwolić na remonty owych dróg – czy rekonstrukcja rządu.
Skąd ta nagła zmiana? – Nie chcemy, żebyście państwo dziennikarze wikłali PSL w harce wokół referendum edukacyjnego czy finansowania partii politycznych – mówi poseł ludowców Marek Sawicki, były minister rolnictwa. – Kluczowe są dla nas sprawy budżetowe i mamy czas, żeby je spokojnie omówić podczas piątkowego posiedzenia Naczelnego Komitetu Wykonawczego, a potem spotkać się z premierem.
A jeszcze w środę przed południem można było odnieść wrażenie, że koalicja wisi na włosku. Ludowcy twardo żądali spotkania na najwyższym szczeblu. Szef Stronnictwa, wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński oznajmił nawet dziennikarzom, że spotkanie odbędzie się wieczorem. Nie krył też irytacji na drugiego wicepremiera, ministra finansów Jacka Rostowskiego. Ten w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" rzucił bowiem, że potrzebna jest głęboka przebudowa rządu. Według Rostowskiego jest to warunek sukcesu w następnych wyborach parlamentarnych. – Chodzi o nową percepcję tej ekipy przez wyborców – dodawał minister finansów w Sejmie.
Na to zdenerwowany Piechociński oznajmił, że jest pewien, iż rekonstrukcja odbędzie się dopiero po uchwaleniu budżetu, a więc najwcześniej w styczniu. Burza przeszła jak ręką odjął, gdy krótko przed południem rzecznik rządu Paweł Graś poinformował, iż spotkania koalicyjnego w środę nie będzie. – Nie potrzebujemy wpisywać tej rozmowy w kontekst piątkowych głosowań – stwierdził.