Kilka dni temu o konflikcie w dolnośląskiej PO donosiła "Gazeta Wrocławska". Podczas obrad rady regionu, na której omawiano rekomendacji dla kandydatów w wyborach samorządowych starli się były szef regionu i były marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna oraz obecny szef i były europoseł Jacek Protasiewicz. Schetyna zarzucał Protasiewiczowi, że ten rzeczywistą władzę w regionie oddał prezydentowi Wrocławia Rafałowi Dutkiewiczowi i to on decyduje o obsadzie list wyborczych. – Wstyd mi za ciebie – miał powiedzieć były marszałek Sejmu.
Dziś "Kurier Lubelski" ujawnia konflikt w regionie lubelskim. W poniedziałek doszło do spotkania lokalnych liderów, którzy mieli zatwierdzić listy wyborcze do sejmiku województwa i rad województwie lubelskim. Efekt obrad nie zadowolił wszystkich zainteresowanych. Miejsca na liście w Lublinie nie dostał m.in. członek zarządu województwa Jacek Sobczak (cztery lata temu osiągnął trzeci wynik, teraz ma startować w innym okręgu z trzeciego miejsca), pod znakiem zapytania stoi także "jedynka" w Chełmie dla wicemarszałka Krzysztofa Grabczuka.
Zaskoczeniem był też sam układ nazwisk na liście. O ile zgodnie z oczekiwaniami listę otwiera prezydent miasta Krzysztof Żuk, o tyle druga pozycja dla Celiny Stasiak, która jeszcze cztery lata temu ubiegała się o funkcję radnej z SLD wzbudziło zdziwienie.
Sobczak już zapowiedział walkę o zmianę tych ustaleń. – Będę się odwoływał od tej decyzji do zarządu krajowego partii, bo na gruncie statutu PO przysługuje mi takie prawo - przyznaje "Kurierowi Lubelskiemu" i dodaje, że oczekuje przyznania mu drugiego miejsca w Lublinie.
Suchej nitki na układzie list nie zostawia lubelski poseł PO Stanisław Żmijan, niegdyś szef partii w regionie. – Listy są słabe. Ze względu na prywatno-partyjne animozje mocni kandydaci jak Sobczak, Woźnica, pewnie także Grabczuk, są odsuwani na niskie pozycje. Ze smutkiem stwierdzam, że władze partii nie wyciągnęły wniosków z wiosennej kampanii do europarlamentu, kiedy sytuacja była podobna i w efekcie straciliśmy w regionie mandat europosła. Teraz skutek może być taki, że nie będziemy w regionie współrządzić – żali się "Kurierowi Lubelskiemu".