– Akcja ma charakter obywatelski, jest otwarta na różne środowiska, prosimy partie, by poukrywały szyldy, bo celem jest zjednoczenie Polaków i doprowadzanie do wymaganej frekwencji – tłumaczy Sanocki.
Także Kukiz w jednym ze swoich wpisów zaapelował do KNP o schowanie szyldu partyjnego, przyznając, że ich działalność wprowadziła do inicjatywy „trochę zamieszania". To argument dla tych z jego otoczenia, którzy chcą, by na listach ugrupowania znalazły się tylko nowe twarze, których dotąd nie było w polityce. Sam muzyk wolałby zaś połączenie różnych środowisk. O ile z sojuszu z Januszem Korwin-Mikkem nic nie wyjdzie (lider KORWiN ostro zaatakował postulat JOW podczas debaty przed pierwszą turą wyborów), o tyle Kukiz wciąż stawia m.in. na Ruch Narodowy.
– Będą tylko ciągnąć nas w dół. Podobnie źle przyjmowany jest Sanocki, który jest w polityce od lat. Był burmistrzem Nysy, startował z poparciem PiS do Senatu – przekonuje jeden z naszych rozmówców. Jego zdaniem dojście do głosu takich ludzi może zniechęcić niektórych sztabowców Kukiza z kampanii czy część środowiska dolnośląskich Bezpartyjnych Samorządowców. – To ludzie, którzy mają gdzie wrócić – przekonuje.
To może być jednak dopiero zapowiedź przyszłych problemów, bo środowisko Kukiza spajają teraz świetne sondaże i fakt, że dyskusja o referendum pomoże w kampanii przed wyborami do Sejmu. Budzi to niepokój w istniejących partiach. SLD wprost nawołuje do odwołania referendum.
Jasnego stanowiska wciąż nie ma w PO i w PiS. Temat pojawi się na wyjazdowym posiedzeniu Klubu PO zaplanowanym w tym tygodniu.
Partia jest w trudnej sytuacji. Wie, że w sprawie JOW nie będzie wiarygodniejsza od Kukiza, a sama dyskusja będzie mu pomagać. Upadła koncepcja, by pójść dalej, proponując likwidację Senatu i zmniejszenie Sejmu. PO musi zadbać teraz o morale w szeregach, a pomysł budzi wściekłość parlamentarzystów. Zdaniem jednego z naszych rozmówców z otoczenia premier Ewy Kopacz wymyślił go jej doradca Michał Kamiński. – Nie wiem, po co poszedł z nim do mediów – mówi nam polityk PO.