„Analizując 170 odnotowanych przez nas naruszeń i 46 skarg staje się jasne, że sobotnie wybory były krokiem wstecz w stosunku do głosowania w 2016 roku” – stwierdziła Transparency International Georgia, która wysłała 600 swoich obserwatorów do lokali wyborczych.
Według oficjalnych danych z prawie wszystkich komisji wygrała rządząca partia Gruzińskie Marzenie (ok. 48 proc. głosów). Drugie miejsce zajął Zjednoczony Ruch Narodowy przebywającego na Ukrainie Micheila Saakaszwilego (ok. 25 proc.).
Zdalnie i na miejscu
Sam były prezydent uczestniczył w kampanii wyborczej z oddali, z Kijowa. W Gruzji od sześciu lat poszukiwany jest listem gończym, obecnie zapadły już przeciw niemu wyroki w sumie na siedem lat więzienia, a kilka procesów jeszcze trwa. W dodatku obecne władze w Tbilisi odebrały mu gruzińskie obywatelstwo.
Wcześniej było widoczne, że rządząca partia Bidziny Iwaniszwilego dominuje w sondażach. Głównym jej problemem było to, czy uda jej się zdobyć ponad 40 proc. głosów. Zgodnie z gruzińskim prawodawstwem tylko partia, która uzyskała takie poparcie, może sformować samodzielny rząd. W przeciwnym przypadku musi tworzyć gabinet koalicyjny. A przed sobotnimi wyborami wszystkie partie opozycyjne zapowiedziały, że nie wejdą do rządu Marzenia.
Po ogłoszeniu wstępnych wyników oficjalnych w Tbilisi wcale nie było jednak spokojnie. „Dzień wyborów odznaczał się fizycznymi konfrontacjami przed lokalami do głosowania, obstrukcją stosowaną wobec obserwatorów i dziennikarzy (w tym fizycznymi atakami na dziennikarzy i niszczeniem ich własności), naruszaniem zasady tajności głosowania w komisjach, domniemanymi przypadkami przekupstwa wyborców” – opisała sobotnią atmosferę Transparency.