"Rzeczpospolita": Na czym polega strategia Władimira Putina dotycząca konfliktu w Syrii?
Aleksandr Ignatienko: Częścią strategii rosyjskiego prezydenta jest uratowanie państwowości syryjskiej. Jest to jedyna skuteczna metoda walki z tak zwanym Państwem Islamskim i spokrewnionymi z nim ugrupowaniami terrorystycznymi. Ugrupowania te zagrażają bezpieczeństwu nie tylko takich krajów jak Arabia Saudyjska, ale również Rosji. Dlatego Putin proponuje Zachodowi, a także Turcji, Arabii Saudyjskiej, Iranowi czy Egiptowi, utworzenie międzynarodowej koalicji walczącej z islamskimi terrorystami.
Czy warunkiem koniecznym uratowania syryjskiej państwowości jest wspieranie za wszelką cenę reżimu Baszara Asada?
W obecnych warunkach historycznych Asad jest personifikacją państwowości syryjskiej. Rosja wyciągnęła wnioski, gdy zlikwidowano liderów narodowych w Iraku i Libii. Był to koniec państwowości tych krajów. Siły, które pogrzebały państwowość tamtych państw, gotowały ten sam los syryjskiemu przywódcy. W ciągu czterech lat oporu udowodnił on jednak, że jest liderem, którego popiera naród.
Poza Asadem i Państwem Islamskim jest jeszcze syryjska opozycja. Zdaniem Zachodu to właśnie ona miałaby przyjąć władzę w tym kraju...
Cztery lata temu było jeszcze wiadomo, co to jest syryjska opozycja. Ale dzisiaj na terytorium Syrii walczy kilkaset większych i kilka tysięcy mniejszych bojówek ekstremistycznych i terrorystycznych. Która z nich miałaby przejąć władzę w tym kraju? Do tego takie państwa jak Arabia Saudyjska, Katar czy Turcja promują swoich ludzi na liderów tych rozmaitych ugrupowań. Po obaleniu Asada kraje te chciałyby, by ich ludzie rządzili w Syrii. Gdyby do tego doszło, Syria zostałaby skazana na rozbiór.