Kilka dni temu Władimir Putin prosto ze specjalnego bunkra osobiście pokierował ćwiczeniami sił jądrowych. Zaangażowano całą „triadę nuklearną” - użyto bombowców strategicznych, atomowych łodzi podwodnych i naziemnych wyrzutni rakietowych.
Groźna rosyjska rakieta, ale nikt jej się nie boi
Najgroźniejszą rakietę podczas tych prób wystrzelono z kosmodromu Plesieck (w obwodzie archangielskim). Chodzi o międzykontynentalną rakietę balistyczną „Jars”, która uderzyła w poligon na Kamczatce pokonując ponad 6 tys. kilometrów. W razie potrzeby może zostać wyposażona nawet w cztery głowice atomowe o mocy 150-300 kiloton każda i uderzać w cele oddalone o 11 tys. kilometrów. Mogłaby spowodować zniszczenie nie jednego państwa, gdyż np. atak Amerykanów na Hiroszimę był równoważny z detonacją 16 tys. ton (16 kiloton) trotylu. W środę Rada Federacji poparła wycofanie się przez Rosję z Traktatu o całkowitym zakazie prób z bronią jądrową. Od teraz Rosja będzie mogła bez skrupułów testować swoją broń jądrową i straszyć nagraniami z tych testów przywódców „kolektywnego Zachodu”.
Czytaj więcej
Prezydent Rosji w czasie spotkania z rosyjskimi przywódcami religijnymi przekonywał, że "niewinne kobiety, dzieci i starcy" w Strefie Gazy nie powinni być karani za zbrodnie innych.
Problem polega na tym, że rakiety i głowice już dawno na nikim nie robią większego wrażenia. Co więcej, przeprowadzone w środę przez Putina wielkie ćwiczenia sił atomowych nie zostały zauważone przez światowe media, ważniejsze dla świata są dzisiaj wydarzenia na Bliskim Wschodzie. Nie słychać też „zaniepokojonych” głosów zagranicznych przywódców, nie apelują do swoich rodaków, by budowali schrony w obawie przez rosyjskimi bombami (tak jak było w USA w czasie ziemnej wojny). Wygląda na to, że regularnie urządzanych przez Rosję Putina pokazów siły już dawno nie traktują poważnie.
W jakim stanie jest rosyjska broń atomowa?
Najstarszy na świecie chiński „Traktat wojenny” mówi, że wygrana wojna podąża ścieżką podstępu. Chodzi m.in. o to, by zdolne do działania wojska udawały niezdolność, a rozwijająca się armia udawała bezczynność. Nie słychać, by Chińczycy czy Amerykanie szczegółowo informowali o ćwiczeniach nuklearnych swoich armii. Kreml robi odwrotnie. Od momentu załamania się rosyjskiej ofensywy nad Dnieprem straszy świat wszystkim, co ma, demonstruje cały swój arsenał, chwali się hipersonicznymi pociskami i nawet ujawnia najnowszą rakietę manewrującą z napędem atomowym. Efekt jest całkowicie odwrotny, bo „postępy” rosyjskiej armii (uważanej wcześniej za drugą armię świata) w wojnie z Ukrainą odsłoniły prawdziwy stan rzeczy w rosyjskim resorcie obrony. Rosyjskie wojska lądowe, które miesiącami bezskutecznie potrafią szturmować niewielką ukraińską miejscowość i sięgać przy tym po pomoc więźniów, kryminalistów i najemników całkowicie się skompromitowały. Stąd rodzi się pytanie: czy siły atomowe Rosji rzeczywiście są tak groźne jak wmawia nam Kreml?