Charles Michel: Unia znów będzie się rozszerzać

Trzymam się daty 2030 r. Bo to jasna zachęta dla nas wszystkich, żeby być gotowym – mówi Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej.

Aktualizacja: 04.10.2023 06:20 Publikacja: 04.10.2023 03:00

Charles Michel

Charles Michel

Foto: Ludovic MARIN/AFP

Kraje kandydujące do UE czekają na wyraźny sygnał w sprawie rozszerzenia. Czy taki może się pojawić na nieformalnym szczycie przywódców w Granadzie w najbliższy piątek?

Sygnałów jest dużo od wielu miesięcy. Najpierw przyznanie statusu kandydata Ukrainie i Mołdawii i danie wyraźnej perspektywy Gruzji – to decyzje Rady Europejskiej. Ale też poszczególni przywódcy państw UE wysyłają sygnały, że trzeba przyspieszyć wysiłki w tym kierunku. I wreszcie w agendzie spotkania w Granadzie jest dyskusja o przyszłości UE w kontekście rozszerzenia. To jest bardzo mocny sygnał. Te państwa wiedzą, że grudzień będzie bardzo ważnym momentem. Bo wcześniej Komisja Europejska ogłosi raport o zaawansowaniu reform w Ukrainie, Mołdawii, Gruzji, Bośni i Hercegowinie, Albanii i Macedonii Północnej. Śledzimy też wydarzenia w Czarnogórze (gdzie powstaje nowy rząd) i napięcia między Serbią i Kosowem.

Czytaj więcej

Ursula von der Leyen mówi, że przyszłość Ukrainy jest w UE. PE reaguje owacją

Pojawił się zamówiony przez Francję i Niemcy dokument ekspertów o koniecznych zmianach w UE przed kolejnym rozszerzeniem. Jest tam pomysł stopniowej integracji czy też różnych prędkości, różnych kręgów integracji. Co pan o tym sądzi?

Przede wszystkim ważne, byśmy wykazali jedność. Bo wtedy jesteśmy silni, mamy wpływ na scenie globalnej i jesteśmy panami naszej przyszłości. Następnie musimy rozróżnić dwa ważne pojęcia: Europa wielu prędkości i stopniowa integracja. Ja jestem zdecydowanie za stopniową integracją. Zawsze to promowałem i miło mi, że ta koncepcja ma coraz większe poparcie przywódców państw członkowskich i Komisji Europejskiej. To koncepcja, która pojawiła się wiele miesięcy temu we wnioskach ze szczytu UE. Nie czekając na ostateczną decyzję Rady Europejskiej w sprawie rozszerzenia, musimy zapewnić tym krajom stopniową integrację i coraz większe zbliżenie z UE ekonomicznie, we współpracy kulturalnej czy edukacyjnej. Konkretny przykład – płatności bankowe. To byłaby wymierna korzyść gospodarcza dla tych państw, gdyby zostały one zintegrowane z unijnym systemem przelewów bankowych SEPA.

Ale chcę podkreślić fakt, że jest ten dokument francusko-niemiecki, że wiele rządów, partii politycznych, zaczyna myśleć o tym, co trzeba zrobić, żeby nastąpiło rozszerzenie, jest wyjątkowo interesujący. Oznacza to wielką zmianę w porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat, kiedy panowała atmosfera kunktatorstwa. Dwadzieścia lat temu daliśmy perspektywę europejską Bałkanom Zachodnim, ale wiedzieliśmy, że to zajmie czas i było wrażenie, że nie zachowujemy się poważnie. W rezultacie w tych krajach spadło zaufanie i inni globalni gracze to wykorzystali, możemy nawet powiedzieć, że nadużyli. Dziś myślenie jest zupełnie inne. Bardzo dobrze, że niektórzy zaczynają się zastanawiać, co rozszerzenie oznacza dla instytucji UE, dla jej różnych polityk, dla finansowania. Ten francusko-niemiecki dokument to jeden z elementów w tej debacie. Granada będzie początkiem tego ważnego procesu. Proces rozszerzenia jest oczywiście oparty na osiągnięciach. Te kraje muszą przeprowadzić reformy i one wiedzą dokładnie, co mają do zrobienia. Muszą wzmocnić praworządność, walczyć z korupcją, stworzyć niezależny wymiar sprawiedliwości, zapewnić wolność mediom itp. One wiedzą, jakie są europejskie standardy. Bo UE jest przestrzenią polityczną, ale też prawną. Jeśli jutro mamy żyć razem w tej wspólnej przestrzeni prawnej, to potrzebujemy wspólnych zasad i wartości.

Jeśli europejscy przywódcy nie zrozumieją, że teraz jest czas na działanie, by przygotować Europę na następne dwie–trzy dekady, to będzie to jakościowy błąd

Rozumiem więc, że jest pan za stopniową integracją. A co z wieloma prędkościami czy kręgami UE w przyszłości? Czy już teraz powinniśmy o tym rozmawiać?

Europa wielu prędkości oznacza, że państwo jest już członkiem UE, ale nie jest zintegrowane ze wszystkimi jej politykami. Już teraz to mamy w przypadku Schengen czy strefy euro. Nie będę się wypowiadać w imieniu zwolenników różnych prędkości, ale oczywiście to będzie jeden z tematów dyskusji. Niektórym się to podoba, inni uważają, że byłby to cios w unijną jedność. Musimy o tym wprost porozmawiać i to się zacznie w Granadzie. Tę dyskusję będzie kontynuowała od stycznia prezydencja belgijska i powinniśmy uzgodnić kierunek działań do lata przyszłego roku.

Czy w grudniu, gdy ma zapaść decyzja o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych, łatwo będzie o jedność?

To jest proces. Komisja przedstawi raport w listopadzie. I na tej podstawie przywódcy podejmą decyzję w grudniu. Wiemy, jaka jest sytuacja. W przypadku Ukrainy i Mołdawii pytanie, czy zaczynamy negocjacje. W przypadku Gruzji – czy dajemy jej status kandydata. Bośnia i Hercegowina, czy zaczynamy negocjacje i czy kolejne kroki dla innych państw Bałkanów Zachodnich. Pozytywne zjawisko z ostatnich miesięcy jest takie, że te kraje, widząc nasze rosnące polityczne zaangażowanie, też mają motywację do reform.

Ale są niepokoje dotyczące korupcji w Ukrainie, ale też w innych krajach. Czy to wpłynie na debatę?

To nie jest żadna tajemnica, że to jeden z głównych priorytetów w tych wszystkich krajach. Niezmiernie ważne, żeby rządy tych państw pokazały swoją determinację, stworzyły instytucje do walki z korupcją. To jest ta wspólna przestrzeń prawna, o której powiedziałem. Ale widzimy wysiłki niektórych krajów z wyraźnymi wynikami – w Ukrainie i Mołdawii. Zachęcamy wszystkie państw kandydackie, żeby wykonały to zadanie.

Czytaj więcej

Ukraina może zostać członkiem UE wcześniej, niż się spodziewano

Czy zmiana traktatów jest konieczna?

Są różne opinie, nie będę wyprzedzał debaty. Ale na pewno w przeszłości było takie traktowanie zwolenników zmian traktatowych jako dobrych Europejczyków, a przeciwników zmian traktatowych jako nieprawdziwych Europejczyków. Ja to widzę inaczej. Po pierwsze, jakiej chcemy UE w przyszłości i co chcemy robić razem? Jak chcemy o tym decydować? Jak chcemy finansować nasz wspólny projekt? I jak odpowiemy na te pytania, oceńmy sytuację prawną i czy to wymaga ewentualnie zmian traktatowych. Uważam, że dyskusja o tym, czy potrzebujemy, czy nie zmian traktatowych nie powinna być już usprawiedliwieniem dla unikania dyskusji merytorycznej, czyli co chcemy zmienić.

Wierzy pan wciąż w termin 2030 roku, o którym wspomniał pan po raz pierwszy we wrześniu jako datę rozszerzenia Unii?

Trzymam się tej daty. Dlaczego jest ważna? Bo to jasna zachęta dla nas wszystkich, żeby być gotowymi. Bez tej daty grozi nam kunktatorstwo i brak decyzji. Coraz więcej uczestników procesu odwołuje się do tej daty, więc widać, że ustanowienie takiego horyzontu było ważne.

Dla niektórych 2030 r. to zbyt ambitna data, ale inni wskazują, że to zbyt późny termin. Bo ci, którzy teraz rządzą, raczej nie będą już wtedy u władzy. Lepsze byłyby zobowiązania dotyczące następnej kadencji, czyli do 2027 roku.

Zgadzam się, że 2030 rok jest odległym terminem i osobiście wolałbym przyspieszenia. Po co czekaliśmy na wojnę? Ale opinia publiczna w wielu krajach nie była wcześniej gotowa na ten proces. A potrzebujemy demokratycznego poparcia. I 2030 r. jest celem ambitnym, ale realistycznym. I tak to jest teraz oceniane przez wielu. I zgadzamy się, że potrzebne są dwutorowe działania. W krajach kandydujących i w UE. I fakt, że będziemy o tym dyskutować na Radzie Europejskiej jest potężnym sygnałem wysłanym tym państwom. One są zadowolone, ale ciągle nieco sceptyczne. Jedynym sposobem przezwyciężenia tego sceptycyzmu jest udowodnienie im, że jesteśmy poważni i robimy, co trzeba robić. Rozpoczynamy polityczną, ale demokratyczną debatę.

Nie chcę zabrzmieć patetycznie. Ale po II wojnie światowej ojcowie założyciele UE rozpoczęli budowę wspólnego politycznego projektu. 80 lat później znów mamy wojnę na naszym kontynencie. Jeśli europejscy przywódcy nie zrozumieją, że to czas na działanie teraz, żeby przygotować Europę na następne dwie–trzy dekady, to będzie to jakościowy błąd. Myślę, że to jest rozumiane. Pamiętam, jak kilka godzin po agresji Rosji na Ukrainę 27 przywódców siedziało w tej sali i rozmawialiśmy z Zełenskim, to widać było, że wszyscy rozumieją powagę sytuacji. Minęło półtora roku i bardzo wiele zrobiliśmy w tej sprawie. Nie wszystko, nie jesteśmy doskonali, ale zdywersyfikowaliśmy naszą energię, pomogliśmy Ukrainie i po raz pierwszy udzieliliśmy wsparcia wojskowego – to ogromna zmiana w naszym politycznym projekcie. I zaangażowaliśmy się dużo bardziej na arenie globalnej. Żeby przekonywać, że Rosja jest nie tylko zagrożeniem dla nas, ale też dla innych, i jak nie zareagujemy, to będą podobne sytuacje gdzie indziej i trzeba chronić porządek międzynarodowy. Paradoksalnie Putin zacieśnił więzy transatlantyckie, wzmocnił UE i zbliżył ją do kolejnego rozszerzenia.

Unia Europejska jest projektem politycznym i gospodarczym, ale też coraz bardziej w sferze bezpieczeństwa

W czasie przemówienia w Bledzie we wrześniu mówił pan, że konieczne są nie tylko zmiany instytucjonalne, ale też zmiany w politykach UE, choćby wspólnej polityce rolnej. To chyba będzie najtrudniejsze. Już teraz widzimy, jakim problemem jest kwestia ukraińskiego zboża. Kiedy będzie czas na dyskusję o tym? Już teraz?

Granada to początek formalnego procesu, nieoficjalnie dyskutujemy już o tym od pewnego czasu. To najbliższe rozszerzenie uczyni UE nie tylko liczniejszą, ale też silniejszą i bardziej wpływową. Granada to początek, debata będzie wieloetapowa. Dlatego chcę zacząć od tych trzech tematów: jaki wspólny projekt, jak decydujemy i jak finansujemy. Oczywiście jestem pragmatyczny, więc wiem, że w międzyczasie szybko musimy rozwiązać kwestię przeglądu budżetu UE na lata 2021–2027, żeby zapewnić pieniądze dla Ukrainy. I pracujemy nad konsensusem nad tym trudnym tematem. Natomiast kolejny budżet po 2027 roku wymagał już będzie zasadniczej dyskusji w kontekście rozszerzenia. Nad obecnym spieraliśmy się cztery dni i cztery noce na szczycie w Brukseli, w przyszłości może będzie trzeba nawet dłuższego szczytu. Musimy przygotować tę debatę. Niektórzy w kontekście finansowania ostrzegają, że Ukraina jest dużym krajem. Ja uważam, że nie ma się czego obawiać. I tak trzeba będzie ją odbudować, i to będzie globalny wysiłek. Widzimy wielką polityczną wolę Ukrainy przystąpienia do UE. Jak już dołączy ona do wspólnego unijnego rynku, to będzie łatwiej. Bo wspólny rynek jest silną dźwignią, która pozwala zaangażować sektor prywatny. I wtedy to będzie mniej kosztowne dla UE.

USA zawiesiły krótkoterminową pomoc dla Ukrainy. Czy to zagrożenie dla jej odbudowy?

Musimy pokazać, że my dotrzymujemy słowa. Dlatego tak ważna jest wspomniana korekta budżetu na lata 2021–2027. Musimy w niej uzgodnić dodatkowe finansowanie Ukrainy, to będzie sygnałem, że wspieramy ją w długim terminie.

Czytaj więcej

Projekt Europejskiej Wspólnoty Politycznej Emmanuela Macrona może odnieść wielki sukces, o ile uwzględni interesy naszego regionu

A czy nie zamyka się przypadkiem okno możliwości, jeśli chodzi o poparcie dla Ukrainy ze strony UE? Wybory w Słowacji, gdzie wygrała partia prorosyjska, zmiana nastawienia w Polsce.

Nie sądzę i mówię to na podstawie doświadczenia. Od wybuchu wojny w każdym spotkaniu z dziennikarzami miałem to pytanie o unijną jedność. Przy każdym pakiecie sankcji wobec Rosji były wątpliwości. Ale się udawało. Nie było łatwo, wymagało to wysiłku, ale za każdym razem się udawało. I jestem przekonany, że w przyszłości też tak będzie.

Czy procesy rozszerzania NATO i UE są połączone? Czy członkostwo w NATO jest warunkiem wstępnym dla członkostwa w UE?

UE ma własne cele i własną tożsamość, jest projektem politycznym, gospodarczym, ale też coraz bardziej projektem w sferze bezpieczeństwa. My oczywiście współpracujemy ściśle z NATO, ale nasz proces jest autonomiczny, oparty wyłącznie na osiągnięciach kandydatów.

Wywiad udzielony grupie korespondentów europejskich gazet

Kraje kandydujące do UE czekają na wyraźny sygnał w sprawie rozszerzenia. Czy taki może się pojawić na nieformalnym szczycie przywódców w Granadzie w najbliższy piątek?

Sygnałów jest dużo od wielu miesięcy. Najpierw przyznanie statusu kandydata Ukrainie i Mołdawii i danie wyraźnej perspektywy Gruzji – to decyzje Rady Europejskiej. Ale też poszczególni przywódcy państw UE wysyłają sygnały, że trzeba przyspieszyć wysiłki w tym kierunku. I wreszcie w agendzie spotkania w Granadzie jest dyskusja o przyszłości UE w kontekście rozszerzenia. To jest bardzo mocny sygnał. Te państwa wiedzą, że grudzień będzie bardzo ważnym momentem. Bo wcześniej Komisja Europejska ogłosi raport o zaawansowaniu reform w Ukrainie, Mołdawii, Gruzji, Bośni i Hercegowinie, Albanii i Macedonii Północnej. Śledzimy też wydarzenia w Czarnogórze (gdzie powstaje nowy rząd) i napięcia między Serbią i Kosowem.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Berliner Zeitung: PiS zrobi z Sikorskiego rosyjskiego agenta
Polityka
„Tylko my możemy zatrzymać brunatne siły w Europie”. Konwencja wyborcza Lewicy
Polityka
Rosja i Iran mają sposoby na zachodnie sankcje
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?