NATO nie odda Rosji ani guzika

Zamiast odsieczy po zajęciu przez Rosjan ziem aliantów, sojusz od razu będzie bronił każdej piędzi flanki wschodniej. To rewolucja.

Publikacja: 19.04.2023 03:00

17 kwietnia. Ćwiczenia na Mierzei Wiślanej z udziałem wojsk polskich oraz sojuszników z Batalionowej

17 kwietnia. Ćwiczenia na Mierzei Wiślanej z udziałem wojsk polskich oraz sojuszników z Batalionowej Grupy Bojowej NATO

Foto: AFP

„New York Times” pisze o drugiej, obok przystąpienia do NATO Finlandii i zapewne Szwecji, niechcianej przez Władimira Putina konsekwencji inwazji na Ukrainę, gdy idzie o kształt sojuszu atlantyckiego. Rok temu, widząc, jaki los spotkał ziemie ukraińskie zajęte w pierwszej fazie inwazji przez Rosjan, zmiany planów ewentualnościowych paktu domagała się premier Estonii Kaja Kallas. Jej obawy podzielały pozostałe państwa bałtyckie, a także Polska.

Rozumowały, że Kreml uderzeniem z zaskoczenia może zająć w ciągu pierwszych dni wojny strategiczne tereny jak Przesmyk Suwalski, co odcięłoby Litwę, Łotwę i Estonię od reszty aliantów. Odbicie tych terenów w dalszej części konfliktu byłoby w takim przypadku trudne. Od przeszło roku przed takim wyzwaniem staje Ukraina, która została odepchnięta od większości wybrzeża i nie może odbić utraconych ziem. Nawet jednak, jeśli udałoby się odzyskać utracone tereny, jest prawdopodobne, że wcześniej Rosjanie dopuściliby się tu masakry ludności cywilnej. Przykład Ukrainy jest tu znowu krzyczącym ostrzeżeniem.

Czytaj więcej

NATO zmienia strategię. Nie pozwoli na tymczasową okupację

Nadzór z Mons

Rewolucja w NATO jest kompleksowa. Zaczyna się od obecności wojsk na flance wschodniej. Po aneksji Krymu w 2014 roku sojusz umieścił po jednym batalionie w każdym państwie bałtyckim i w Polsce. Po inwazji na Ukrainę podobne jednostki pojawiły się na Słowacji, Węgrzech, w Rumunii i Bułgarii. To jednak łącznie tylko nieco ponad 10 tys. żołnierzy. Teraz bataliony na flance wschodniej zostaną przekształcone w brygady, co oznacza, że w każdym z tych ośmiu krajów pojawi się 4–5 tys. żołnierzy alianckich. Ten proces najbardziej zaawansowany jest na Litwie, gdzie odpowiedzialność za natowski batalion przejęły Niemcy. W Polsce stacjonuje w tej chwili ok. 10 tys. żołnierzy amerykańskich. Ogromna większość z nich jest tu jednak na podstawie dwustronnych umów między Warszawą i Waszyngtonem. W Orzyszu znajduje się jednak też natowski batalion, w którym Amerykanie podjęli się roli kraju ramowego. I on zostanie przekształcony w brygadę.

Jednak proces umożliwienia obrony flanki wschodniej od pierwszego dnia wojny obejmuje dosłownie cały sojusz. Każdy z jego 31 członków otrzyma precyzyjną informację, za obronę którego fragmentu Polski czy Rumunii są odpowiedzialne. To zostanie zapisane w planach ewentualnościowych, które będą przyjęte na szczycie paktu w Wilnie w lipcu. Do tej pory państwa naszego regionu nie wiedziały, jak dokładnie będą bronione.

Aby plany te były realne, na wielką skalę zostanie rozbudowana Kwatera Główna NATO na Europę w Mons w Belgii. Dzięki temu będzie ona mogła opracować precyzyjne plany działań każdego z aliantów oraz określać, jaką każdy z nich broń musi kupić. Już teraz „New York Times” podaje przykłady wymuszenia przez centralę NATO trudnych decyzji na rządach krajów sojuszniczych. I tak Dania miała usłyszeć, że ma więcej nie inwestować w zakup nowych okrętów podwodnych, tylko skoncentrować się na bardziej użytecznych zakupach. Z kolei Wielka Brytania otrzymała nakaz skoncentrowania się na ciężkim uzbrojeniu, czego nie chciała, bo pilniejsze wydawały się jej misje zamorskie. Kanada usłyszała natomiast, że ma wprowadzić nowocześniejszy system tankowania samolotów w powietrzu, który będzie służył całemu sojuszowi. Należy przypuszczać, że ambitny plan modernizacji polskich sił zbrojnych jest w podobnym stopniu koordynowany z Mons.

Śmierć Aktu Rosja–NATO

Rewolucja zakłada także, że znacznie więcej sił będzie bezpośrednio podporządkowanych głównodowodzącemu wojsk alianckich w Europie, amerykańskiemu generałowi Christopherowi Cavoliemu. Ale jednocześnie po raz pierwszy w historii Amerykanie nie będą mieli odrębnych planów reakcji na ewentualną wojnę w Europie, tylko zostaną one włączone w system planowania NATO.

Teoretycznie sojusz dysponuje ogromną siłą 13 korpusów po 40–50 tys. żołnierzy każdy. Wiele z tych jednostek nie jest jednak w stanie szybko zareagować na ewentualny konflikt. Chodzi w szczególności o brak środków transportu. Teraz ma się to zmienić dzięki ogromnym inwestycjom w obronę. Na razie tylko 8 z 31 sojuszników wydaje na obronę przynajmniej 2 proc. PKB. Na szczycie w Wilnie zamiast celu 2 proc. PKB ma zostać uznane za minimum wydatków.

Przykład Niemiec pokazuje jednak, że to proces złożony. Zaraz po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę kanclerz Scholz zapowiedział ustanowienie specjalnego funduszu 100 mld euro na modernizację Bundeswehry oraz stopniowe zwiększenie do 2 proc. PKB normalnego budżetu na obronę. Jednak przez kilkanaście miesięcy, jakie minęły od tego czasu, proces postawienia na nogi sił zbrojnych naszego zachodniego sąsiada posuwał się jak po grudzie.

Częścią planu odstraszania Rosji przed ewentualnym uderzeniem na NATO mają być także ćwiczenia wojsk dysponujących taktyczną bronią jądrową. Były prowadzone zawsze, ale w tajemnicy. Od roku to się zmieniło, manewry są jawne. I tak ma pozostać. Ciekawym aspektem nowego planowania będzie miejsce, jakie zostanie w nim przypisane Finlandii. Nie jest jasne, czy jej głównym zadaniem będzie zabezpieczenie szlaków morskich na dalekiej północy, czy też zostanie zintegrowana z państwami bałtyckimi.

Jest natomiast jasne, że w nowym układzie zapisy z Aktu Stanowiącego Rosja–NATO z 1997 roku stają się martwe, choć sojusz formalnie nie wypowiedział porozumienia. Chodzi w szczególności o ograniczenie, jakie przed 26 laty pakt sam sobie nałożył. Zapowiedział wówczas, że nie widzi potrzeby i nie planuje rozmieszczenia na terenie nowych krajów członkowskich (chodziło wówczas o Polskę, Czechy i Węgry) znaczących wojsk. Stąd te, które tu były, funkcjonowały na zasadzie rotacyjnej. Teraz będą tu na stałe.

„New York Times” pisze o drugiej, obok przystąpienia do NATO Finlandii i zapewne Szwecji, niechcianej przez Władimira Putina konsekwencji inwazji na Ukrainę, gdy idzie o kształt sojuszu atlantyckiego. Rok temu, widząc, jaki los spotkał ziemie ukraińskie zajęte w pierwszej fazie inwazji przez Rosjan, zmiany planów ewentualnościowych paktu domagała się premier Estonii Kaja Kallas. Jej obawy podzielały pozostałe państwa bałtyckie, a także Polska.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Irak będzie surowo karać za stosunki homoseksualne. "Ochrona przed moralną deprawacją"
Polityka
Berliner Zeitung: PiS zrobi z Sikorskiego rosyjskiego agenta
Polityka
„Tylko my możemy zatrzymać brunatne siły w Europie”. Konwencja wyborcza Lewicy
Polityka
Rosja i Iran mają sposoby na zachodnie sankcje
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham