Francja. V Republika przestała działać

Gdy prezydent ma tak wielkie uprawnienia, że może pomijać parlament, tylko brutalne manifestacje potrafią zatrzymać Macrona. Następny strajk generalny już we wtorek.

Publikacja: 26.03.2023 13:27

Francja. V Republika przestała działać

Foto: AFP

Souleyman Adoun boi się, że przyjdą to jego domu. - Znają mój adres - mówi o policjantach dziennikarzowi BFMTV. - Gdy w czwartek zatrzymali mnie, chwycili mnie za genitalia i zaczęli się śmiać. Co, nie masz jaj? A jak tu dotarłeś? Przypłynąłeś? Złapałeś się skrzydła samolotu? - opowiada czadyjski student o brutalności sił porządkowych.

Choć jednak rasistowskich zachowań służb porządkowych usprawiedliwić się nie da, to są one odpowiedzią na coraz bardziej brutalne zachowanie samych manifestantów. Świat obiegły w minionych dniach obrazki płonącego ratusza w Bordeaux, tony śmieci zalegające bulwary Paryża, między którymi przemykają się szczury czy zniszczonych samochodów w Marsylii. Gdy związki zawodowe tracą na sile, górę biorą najbardziej radykalni manifestanci. 

Szturm na Kapitol

Oficjalnie taka agresja jest spowodowana z pozoru skromną reformą przeforsowaną przez Emmanuela Macron, która przesuwa z 62 do 64 lat wiek uprawniający do pełnych świadczeń emerytalnych i wydłuża do 43 lat okres wnoszenia składek. Jednak problem jest o wiele szerszy. Chodzi o sam ustrój wprowadzony w 1958 roku przez Charlesa De Gaulle’a. W środku chaosu wojny w Algierii generał powołał urząd prezydencki (od 1962 wybierany w wyborach powszechnych) o uprawnieniach, których nie ma żaden przywódca demokratycznego świata. Chciał w ten sposób położyć kres niekończącej się walce partii politycznych IV Republiki. Reformie towarzyszyła niezwykła centralizacja władzy: z Paryża decyduje się nie tylko o najdrobniejszych aspektach życia prowincji, ale przez budżet państwa przechodzi znów rekordowe w krajach zachodnich 59 proc. PKB. Za jego wykorzystanie odpowiedzialny jest wąski korpus wysokiej rangi urzędników, absolwentów elitarnych szkół wyższych (grandes ecoles).

Czytaj więcej

Bilans zamieszek we Francji: 441 policjantów rannych

W ostatnich dniach Macron raz jeszcze wpisał się bez reszty w tę logikę wszechwładnej głowy państwa. Przeforsował reformę emerytalną, której nie chce 2/3 Francuzów, bez głosowania w parlamencie dzięki zapisowi w konstytucji (49.3), który na to pozwala pod warunkiem poddania pod głosowania votum zaufania wobec rządu. Zapowiedział też, że to nie będzie koniec zmian. 

- Przeforsowanie reformy emerytalnej nie oznacza, że na emeryturę pójdą inne reformy - oświadczył rzecznik rządu Olivier Veran.

Choć jednak formalnie przesunięcie wieku emerytalnego jest na ostatnie prostej (pozostaje aprobata przez Trybunał Konstytucyjna oraz mało realna próba zorganizowania referendum) rozgrywka między prezydentem i ludem Francji jest daleka od rozstrzygnięcia. Przyznał to w wystąpieniu telewizyjnych pod koniec tygodnia sam Macron porównując trwające nad Sekwaną manifestacje do zdobycia przez zwolenników Donalda Trumpa Kapitolu w styczniu 2021 czy przejęcie budynków głównych instytucji państwa w Brasilii w styczniu. 

Zegarek prezydenta

O skali frustracji świadczą sondaże. 3/4 Francuzów opowiada się za zaostrzeniem manifestacji: najbliższą po temu okazją będzie wtorek, gdy ma się odbyć 11. strajk generalny. Jednocześnie jak podał w ten weekend „Le Journal du Dimanche” poparcie dla prezydent spadło do 28 proc., najniżej od paraliżu kraju przez ruch Żółtych Kamizelek blisko pięć lat temu. Sytuacja jest tak napięta, że nawet niepozorne zdarzenie może doprowadzić do wybuchu. Jak wyłapana przez media scena w czasie wspomnianego wywiadu telewizyjnego, w której prezydent zdejmuje z ręki zegarek. Portal dziennika „Liberation” podał, że jego wartość sięga 80 tys. euro, odpowiednik pięciu lat zarobków osoby o najniższym, gwarantowanym uposażeniu (SMIC). Pałac Elizejski co prawda prostował, że prawdziwa kwota (2,5 tys. euro) jest znacznie niższa, Macron zdjął czasomierz bo jego tykanie mu przeszkadzało a nie dlatego, że go się wstydził i zrobił to, gdy mówił o blokadach rafinerii a nie kiedy chwalił się waloryzacją SMIC. Ale na to było już za późno: Francuzi mają kolejny powód do oburzenia.

Czytaj więcej

Protesty we Francji. Podpalony ratusz w Bordeaux

Na horyzoncie rysuje się znacznie większe niebezpieczeństwo: przejęcie władzy w wyborach prezydenckich w 2027 r. przez liderkę Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen lub innego, równie radykalnego polityka. Macron dwukrotnie zdobył Pałac Elizejski (trzeci raz startować nie może) nie dlatego, że Francuzom przypadł do gustu tylko dlatego, że większość z nich nie była ani w 2017 ani w 2022 roku gotować oddać swój los Le Pen, w obu przypadkach kontrkandydatce obecnej głowy państwa w drugiej turze wyborów. Następnym razem może to już jednak nie zadziałać. 

Jean-Luc Melenchon, przywódca radykalnie lewicowej Francji Niepokornej, uważa więc, że przyszedł czas na budowę VI Republiki. Bez prezydenta wyłonionego w wyborach powszechnych o ogromnych kompetencjach za to ze znacznie silniejszym parlamentem i o wiele bardziej zdecentralizowanym systemem politycznym. Czyli krajem bliższym regułom władzy w RFN. 

Czy Macron, który bez skutku próbował przebudować Unię Europejską, mógłby podjąć się takiego zadania? W ostatnich dniach członkowie jego ugrupowania w Zgromadzeniu Narodowym Renaissance otrzymali mail odnośnie reform, jakie uważają za konieczne. Wśród nich znalazło się pytanie: jakimi zmianami ustrojowymi powinien się zająć Konwent powołany do przebudowy ustroju państwa. 

Souleyman Adoun boi się, że przyjdą to jego domu. - Znają mój adres - mówi o policjantach dziennikarzowi BFMTV. - Gdy w czwartek zatrzymali mnie, chwycili mnie za genitalia i zaczęli się śmiać. Co, nie masz jaj? A jak tu dotarłeś? Przypłynąłeś? Złapałeś się skrzydła samolotu? - opowiada czadyjski student o brutalności sił porządkowych.

Choć jednak rasistowskich zachowań służb porządkowych usprawiedliwić się nie da, to są one odpowiedzią na coraz bardziej brutalne zachowanie samych manifestantów. Świat obiegły w minionych dniach obrazki płonącego ratusza w Bordeaux, tony śmieci zalegające bulwary Paryża, między którymi przemykają się szczury czy zniszczonych samochodów w Marsylii. Gdy związki zawodowe tracą na sile, górę biorą najbardziej radykalni manifestanci. 

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Péter Magyar: Węgrom nikt nie pomagał. Dlaczego teraz my mamy pomagać Ukrainie?
Polityka
Rośnie fala przemocy wobec polityków. „To przypomina najciemniejszą erę Niemiec”
Polityka
Wielka Brytania skręca w lewo. Czarne chmury nad konserwatystami
Polityka
Morderstwa, pobicia, otrucia, zastraszanie. Rosja atakuje swoich wrogów za granicą
Polityka
Boris Johnson chciał zagłosować w wyborach. Nie mógł przez wprowadzoną przez siebie zmianę
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej