Bruksela gotowa jest zaakceptować węgierski KPO, tak jak zrobiła to z polskim w czerwcu: ogólna zgoda, ale pieniądze będą wypłacane dopiero po wypełnieniu kamieni milowych. Dla Budapesztu kluczowe jest, żeby decyzja została podjęta do końca roku, bo jeśli tak się nie stanie, to przepadnie 70 proc. należnych pieniędzy, czyli ponad 4 mld euro. Teoretycznie obie strony są „za”: Węgry chcą decyzji, nawet za cenę restrykcyjnych kamieni milowych, byle nie stracić pieniędzy. A Bruksela uważa, że kamienie milowe dają gwarancję, że Budapeszt w końcu przeprowadzi wymagane reformy. Jednak Orbán gra wyżej, bo jednocześnie chce, żeby Bruksela zrezygnowała z tzw. mechanizmu warunkowości, który pozwala jej czasowo blokować pieniądze z funduszy spójności. Tutaj nie ma presji czasowej, bo decyzja o blokadzie – nawet gdyby zapadła – dotyczyłaby pieniędzy wypłacanych w przyszłości. Jednak węgierski rząd postanowił ugrać coś dla siebie i wykorzystać presję czasu w dwóch innych ważnych dla całej Unii sprawach: pomocy finansowej dla Ukrainy oraz minimalnego podatku dla międzynarodowych korporacji (to szczególnie ważne dla Francji). Obie decyzje wymagają jednomyślności, Orbán może więc je blokować.
To dlatego we wtorek nie zapadła decyzja w żadnej z tych czterech spraw. – Traktujemy wszystko jak jeden pakiet. Nie ma zgody w jednej sprawie, to nie ma głosowania pozostałych – powiedział Zbyněk Stanjura, minister finansów Czech, które do końca roku kierują pracami UE. Podkreślił jednak, że decyzja w sprawie Ukrainy na pewno będzie. – Jeśli nie w gronie 27, to w gronie 26 państw – powiedział.
To aluzja do Orbána, że UE może obejść jego weto i zdecydować o pomocy dla Kijowa w ramach bilateralnych gwarancji ze strony 26 państw. Ale dyplomaci nieoficjalnie przyznają, że byłoby to skrajnie trudne i czasochłonne przedsięwzięcie. Dlatego wszyscy mają nadzieję, że do kompromisu z Orbánem jednak dojdzie.
Pretekst do złagodzenia
Jednym z pomysłów jest zmniejszenie zamrożonej kwoty z funduszy spójności, co proponują Niemcy i Francja. Emmanuel Macron i Olaf Scholz mieli nawet o tym rozmawiać na marginesie szczytu UE–Bałkany Zachodnie w Tiranie. Do żadnych konkluzji jednak nie doszło.
Teraz Komisja Europejska ma dać ministrom pretekst do poluzowania nieco presji na Węgry poprzez nową ocenę przyjmowanych przez ten kraj reform. W obecnej ocenie Bruksela uznała, że nie są one wystarczające do rezygnacji z mechanizmu warunkowości. Teraz ma czas do końca tygodnia, żeby ocenić kolejny pakiet, który ma być przegłosowany przez węgierski parlament w środę, KE się przed tym broni, bo po pierwsze, ma mało czasu. Po drugie, jak słyszymy nieoficjalnie, faktycznie Komisja wiedziała, jakie reformy ma głosować parlament w Budapeszcie, i już to uwzględniła w swojej obecnej ocenie. Zatem polecenie wydawania nowej oceny wygląda raczej jak nacisk na zmianę stanowiska i danie unijnej Radzie pretekstu do złagodzenia stanowiska wobec Węgier.