Miało być jak zawsze: węgierski przywódca obiecuje złote góry, unijna egzekutywa mu wierzy, idzie na ustępstwa i wypłaca pieniądze, a na koniec Węgrzy swoich zapowiedzi nie spełniają.
Tak to działało od 12 lat, w szczególności dlatego, że Angela Merkel nie chciała iść na otwartą konfrontację z Budapesztem w obawie, że to zagrozi jedności Unii. W efekcie amerykańska Freedom House uważa, że Węgry są już tylko „częściową demokracją”. Choć pani kanclerz nie rządzi już od blisko roku, jeszcze dwa tygodnie temu Reuters donosił, że KE skłania się do wypłaty Węgrom unijnych pieniędzy.
Czytaj więcej
Węgierski rząd spodziewa się, że ich fundusz odbudowy zostanie zatwierdzony przez ministrów finansów państw UE w czasie spotkania z 12 grudnia - poinformował węgierski minister Tibor Navracsics, odpowiedzialny za negocjacje z Unią Europejską.
Tym razem stało się jednak inaczej. Komisja Europejska, korzystając z nowego mechanizmu warunkowości zapowiedziała, że zamraża jedną trzecią środków z Funduszy Strukturalnych (7,5 mld euro). I choć w końcu przyjęła plan wykorzystania oddzielnej linii finansowej z Funduszu Odbudowy (bez niego od nowego roku środki byłyby stracone), to komisarz ds. budżetowych Johannes Hahn oświadczył, że nad Dunaj nie popłynie i z tego tytułu ani jedno euro, zanim węgierskie władze nie wprowadzą w życie 17 kluczowych „kamieni milowych”.
Głosowanie w Radzie UE
Chodzi przede wszystko o ukrócenie korupcji, która pozwoliła Viktorowi Orbánowi i jego sojusznikom na zbicie fortun. Brukseli zależy też na odbudowie niezależnego sądownictwa. Premier we wrześniu obiecał, że wyjdzie naprzeciw tym oczekiwaniom poprzez błyskawiczne uchwalenie pakietu 17 reform, w tym powołanie nowej Instytucji ds. Integralności. Jednak zdaniem Brukseli za tymi zapowiedziami nie poszły czyny. Przynajmniej nie w wystarczającym stopniu.