Marek Materek: Mam doświadczenie w kruszeniu betonu

Nas nie interesuje spór Tuska i Kaczyńskiego – mówi o swoim projekcie Marek Materek, prezydent Starachowic.

Publikacja: 31.10.2022 03:00

Marek Materek: Mam doświadczenie w kruszeniu betonu

Od kilku tygodni jeździ pan po Polsce, ogłasza nazwiska kolejnych samorządowców, którzy przystępują do pana ruchu. Czym jest ten projekt?

W 2014 roku zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej na wniosek przewodniczącego Donalda Tuska zdecydował o usunięciu mnie z grona członków PO. Byłem wtedy najmłodszym przewodniczącym powiatowych struktur w kraju. Dzięki tej decyzji zostałem rzucony na głęboką wodę i musiałem w życiu publicznym zacząć działać na własną rękę. Do dziś jestem wdzięczny przewodniczącemu Donaldowi Tuskowi za tę decyzję. Tak powstał Komitet Marka Materka, który do Rady Miejskiej wprowadził jednego radnego, a ja w II turze wygrałem wybory na urząd prezydenta miasta. Mieszkańcy, wybierając 25-latka na prezydenta miasta, obdarzyli mnie sporym kredytem zaufania. Przez kolejne cztery lata starałem się pracować tak, by ten kredyt spłacić. I wszystko wskazuje na to, że to się udało, ponieważ w 2018 roku w I turze poparło mnie 17 777 wyborców, co stanowiło ponad 84,4 proc. głosujących. Nasz Komitet wygrał także wybory do Rady Miejskiej, wprowadzając 13 mandatów, i do Rady Powiatu, wprowadzając 9 radnych.

Czytaj więcej

Nowy sondaż: Poparcie dla PiS w dół, dla KO i Hołowni - w górę

Co dalej?

W 2022 roku zdecydowaliśmy o poszerzeniu obszaru naszego działania, gdy do naszego ruchu zaczęli dołączać samorządowcy, przedsiębiorcy, społecznicy z innych miast i gmin województwa świętokrzyskiego. Od samego początku pojawiały się pytania, czy ruch będzie działał w innych częściach kraju. Zawsze jednak trzeba mierzyć siły na zamiary i patrzeć na zapotrzebowanie. Okazało się, że ono jest, dlatego we wrześniu tego roku rozszerzyliśmy obszar działania ruchu na całą Polskę, gdy zaczęli dołączać do nas samorządowcy z innych regionów kraju.

Ale co to za projekt?

Projekt polityczny. Startujemy w wyborach, wygrywamy je, a później konsekwentnie realizujemy program, który przygotowaliśmy. Tak było w 2014, 2018 roku i jeśli wyborcy będą sobie tego życzyli, tak będzie w kolejnych latach.

To brzmi bardzo ogólnie. To pomysł na wybory do Sejmu? Czyli będzie pan wystawiał ogólnokrajową listę do Sejmu?

Słyszę, że część osób o tym mówi, i taka opcja także wchodzi w grę. Patrzymy przede wszystkim na to, jakie są oczekiwania społeczne.

„Oczekiwania społeczne” to szeroki termin.

Chodzi o to, czy jest przestrzeń dla nowej siły politycznej na scenie ogólnopolskiej. Jak się okazało, ta przestrzeń jest, bo przyłączają się ludzie z całej Polski, z różnych stron. Czyli jest luka, którą należy wypełnić.

Czy to jest projekt obliczony np. na sejmiki, na prezydentów miast w 2024 roku?

Przyjdzie taki moment, w którym powiemy oficjalnie o tym, gdzie idziemy i po co.

To będzie jeszcze w tym roku?

W przyszłym.

Czyli w 2023 roku Marek Materek ogłasza konkrety.

Tak jest, bo zawsze przed wyborami deklarujemy konkrety, a później skupiamy się na ich realizacji. Tym, co jest domeną, takim clou mojej działalności, to nie obiecywać, a robić. Tym, co nas wyróżnia, jest to, że wywiązujemy się ze złożonych obietnic i później możemy przed kolejnymi wyborami śmiało stanąć przed wyborcami i powiedzieć: „te zadania, do których się zobowiązaliśmy, zostały zrealizowane, a w tej chwili wyznaczamy nowe cele i zachęcamy do głosowania”.

Ten ruch, o którym rozmawiamy, ten projekt polityczny, on się mieści na jakichś osiach podziału politycznego PiS-opozycja, samorządowcy-rząd, władza centralna-władza lokalna, lewica-prawica?

Jest zupełnie ponad tymi podziałami. Sytuujemy się pomiędzy tzw. Zjednoczoną Prawicą i tzw. Zjednoczoną Opozycją. Jak bardzo są to zjednoczone obozy, doskonale wszyscy wiemy.

Przyjmuje pan samorządowców z innych partii?

Przyłączają się do nas ludzie z całej Polski, z różnych stron. Jest luka

Marek Materek

Tak, choć przede wszystkim dołączają do nas osoby, które nigdy nie dały swojej twarzy dla jakiejkolwiek partii politycznej. Przychodzą takie osoby, które są zainteresowane zasypywaniem rowów, które zostały wykopane przez PiS i Platformę. My uznajemy, że te rowy są wykopane sztucznie, po to, żeby jedna i druga strona tego sporu mogła na tym korzystać. Natomiast nas nie interesuje w ogóle ten spór pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Nas interesuje zasypywanie sztucznie wykonanych rowów. Nas interesuje przyszłość Polski.

Brzmi pan teraz trochę jak PSL. Władysław Kosiniak-Kamysz mówił o „stołach rodzinnych przeciętych piłą mechaniczną nienawiści na pół”.

Tutaj się zgadzamy. Istotne jest, to że i Donald Tusk, i Jarosław Kaczyński chcą urządzać mojemu pokoleniu życie na przyszłość. Sami weszli już w wiek emerytalny, a chcieliby decydować o tym, jak mają kształtować się kariery, także polityczne, ludzi, którzy są przedstawicielami naszego pokolenia.

My wyznajemy zasadę, że nie muszą troszczyć się już o nasze kariery polityczne, bo tak jak kiedyś ktoś im blokował możliwość zaistnienia na scenie politycznej, tak w tej chwili możemy zaapelować i do Donalda Tuska, i do Jarosława Kaczyńskiego, aby uwolnili nasze pesele. My sami przez ostatnie lata zdobyliśmy na tyle doświadczenia – społecznego, samorządowego, politycznego – i na tyle kompetencji, że uprawnia nas to do tego, żeby wziąć losy kraju we własne ręce. Bez tego „wsparcia” ze strony starszych kolegów.

Pracował pan długo z europosłanką Różą Thun, która obecnie jest w ruchu Szymona Hołowni. Nie myślał pan o tym, żeby ten swój potencjał połączyć z potencjałem Hołowni? On też mówi, że PiS i Platforma to partie schodzące.

Nie ma takiej partii politycznej na scenie, w której widziałbym dla siebie miejsce. I, jak się okazuje, takich osób, którym zależy na Polsce a które nie odnajdują się pośród obecnych partii, jest bardzo wiele. Ma rację mówiąc, że PiS i Platforma to partie schodzące. Najlepiej świadczą o tym osoby, które opuszczają PiS i PO by do nas dołączyć. To osoby, które widzą, że ten podział jest sztuczny, kompletnie irracjonalny.

Jedna oś, która się z tego wyłania, to oś generacyjna. W ten podział się pan wpisuje. Ale łatwo powiedzieć, że „młodzi mają wziąć władzę”. Ten proces jest jednak trudny.

Nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. W 2014 roku kruszyłem przysłowiowy beton w Starachowicach. Doświadczenie w kruszeniu betonu jest i jeśli przyjdzie taki moment, to też jestem gotowy, żeby z grupą ludzi, którzy mają podobne do mnie przekonania i podobny sposób myślenia o państwie, iść i zmieniać Polskę.

Czytaj więcej

W PiS trwa nowa dyskusja o odblokowaniu KPO

To, co pan mówi, w przeszłości mówiło już wiele osób. Wiele ruchów politycznych, projektów miało ambicje, żeby rozkruszyć te struktury, żeby zmienić Polskę generacyjnie. Czym ten pana projekt różni się od tych, które się nie udawały?

Jedni mówią, inni robią. To, co nas charakteryzuje, to że staramy się jak najmniej mówić, a jak najwięcej robić. Nie tylko w Starachowicach w 2014 roku przełamany został pewien monopol. Bo kto do nas przystępuje? Często samorządowcy, którzy byli najmłodszymi włodarzami w swoich województwach w 2014 roku, dzięki zaufaniu mieszkańców w 2018 roku ponowili mandat i sprawują władzę w swoich samorządach jako wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast. My możemy pracować dalej w samorządzie, służąc lokalnym społecznościom, bo potrafimy to robić i dobrze nam to w większości przypadków wychodzi. Ale możemy też wspólnie zrobić zdecydowanie więcej dobrego dla Polski. To nas odróżnia od innych ruchów. My nie musimy, my możemy.

W takim razie ile osób jest obecnie w ruchu Materka?

Przeszło 350 osób, które już się oficjalnie zaangażowały.

Kto to? Jacy to samorządowcy?

To m.in. prezydent Zawiercia Łukasz Konarski, wójt Potęgowa Dawid Litwin, burmistrz Iłowej Paweł Lichtański, burmistrz Wojkowic Tomasz Szczerba, wójt Lipnicy Wielkiej Mateusz Lichosyt, burmistrz Kańczugi Andrzej Żygadło, burmistrz Lidzbarka Maciej Sitarek, burmistrz Radoszyc Michał Pękala, burmistrz Lidzbarka Warmińskiego Jacek Wiśniowski, wójt Czerwonaka Marcin Wojtkowiak, wójt Kamiennej Góry Patryk Straus, starosta starachowicki Piotr Ambroszczyk, starosta skarżyski Artur Berus…

Czyli bardziej średnie i małe miasta.

Tak, a jak wiadomo, większość obywateli w takich miejscowościach mieszka.

Liczy pan bardziej na głowy konserwatystów czy liberałów?

Budujemy szerokie centrum, a polega to na tym, że przyłączają się do nas zarówno ludzie, którzy reprezentują lewą stronę, jak również prawą. W tej chwili ten podział na polskiej scenie politycznej jest naprawdę sztuczny.

Rafał Trzaskowski mówił kiedyś, że nie ma podziału na lewicę i prawicę, tylko na przyszłość i przeszłość.

Dokładnie. I my reprezentujemy przyszłość. A propos Rafała Trzaskowskiego, proszę zwrócić uwagę, że na Campusie Polska Przyszłości politycy starszego pokolenia starają się wsłuchiwać w głos młodego pokolenia i potem do tego głosu dostosować. Natomiast my reprezentujemy to młode pokolenie i sami mamy na tyle możliwości i kompetencji do tego, aby można było brać sprawy w swoje ręce bez pośredników ze starszego pokolenia. Jak wiadomo, działanie przez pośredników zawsze wychodzi drożej.

Jaki pan ma pomysł, by przekroczyć barierę wejścia do ogólnopolskiej polityki? Jest pan samorządowcem ze średniej miejscowości, rozpoznawalność ma pan też nienajwiększą. Mówi pan, że w przyszłym roku wyjdzie z wielkim, konkretnym planem i jak to zrobić, żeby przebić się do mediów ogólnokrajowych?

Zawsze z pokorą podchodzę do tego, co przynoszą wybory i co przyniesie przyszłość, ale staram się, razem z ludźmi, którzy są wokół mnie skupieni, działać w taki sposób, aby w pewnym momencie to, o czym myślimy, to czego pragniemy dla Polski, żeby dowiedziało się o tym jak najwięcej osób. A moment na to dopiero przyjdzie.

Czyli, mówiąc wprost, że w czasie kampanii ludzie będą bardziej zainteresowani polityką?

W tej chwili obserwujemy spór pomiędzy jednym a drugim obozem, który często jest już na tak niskim poziomie, że nam, zwykłym obywatelom, coraz trudniej się tego słucha.

Co daje panu bycie samorządowcem w tym projekcie?

Po pierwsze, doświadczenie w zarządzaniu mieniem publicznym. Po drugie, doświadczenie w zarządzaniu finansami publicznymi. Po trzecie, doświadczenie polityczne. To doświadczenie zostało przez nas zdobyte. To można po prostu dobrze wykorzystać dla Polski.

Chciałby pan przyciągnąć do siebie wyborców, działaczy, samorządowców z PiS-u?

Nie tyle chciałbym, ponieważ to się dzieje. Do nas przyłączają się także osoby, które odchodzą z obozu Zjednoczonej Prawicy - czy z samego PiS-u, czy z tzw. partii satelickich.

Co mówią one o kondycji tego obozu? Jako samorządowiec siłą rzeczy musi pan mieć kontakt też z PiS-em.

Tacy ludzie są zawiedzeni tym, że wiele obietnic, które zostały złożone przez ich obóz, nie zostało dotrzymanych. Są rozczarowani sposobem funkcjonowania partii, którą przez lata firmowali. Jest im po prostu wstyd.

Siebie osobiście umieszcza pan na jakiejś osi ideowej?

Zdecydowanie jestem w centrum sceny politycznej.

Jak z pana punktu widzenia, czyli prezydenta Starachowic, wygląda kryzys energetyczny, kwestia węgla, ceny prądu?

My przeżyliśmy już kilka kryzysów w tej kadencji. Ta kadencja pod względem ich liczby jest rekordowa. I z każdym musieliśmy sobie poradzić. Wychodzę z takiego założenia, że każdy kryzys warto wykorzystać do tego, żeby wzmocnić się na przyszłość; wyciągnąć wnioski, co należy poprawić, co należy zmienić. Co do tego kryzysu energetycznego śmiem twierdzić, że przygotowaliśmy się w miarę dobrze. Miasto wymieniło wszystkie oprawy oświetlenia ulicznego na energooszczędne – dzięki temu mamy niższe zużycie energii. Wykonaliśmy termomodernizację wszystkich placówek użyteczności publicznej – zaoszczędziliśmy na energii cieplnej i energii elektrycznej. Wykonaliśmy modernizację dwóch ciepłowni – wyszliśmy z konieczności zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla. To przyniosło milionowe oszczędności i przełożyło się na to, że dla mieszkańców Starachowic w tej chwili podwyżka cen ciepła wynosi 14 proc., a nie kilkadziesiąt czy kilkaset procent, jak w innych miastach.

Zabezpieczyliśmy węgiel na zimę dla ciepłowni miejskich na cały sezon grzewczy, więc tu też możemy spać spokojnie, mieszkańcy nie muszą się o to martwić. A kiedy wzrosły ceny gazu, ropy i benzyny, świadomie wprowadziliśmy bezpłatną komunikację miejską. W ramach podatków, które płacą mieszkańcy, zabezpieczamy jako usługę publiczną. Rozpoczęliśmy także budowę Eko Spalarni, by częściowo uniezależnić się od węgla, a prąd i energię cieplną produkować z energii pochodzącej z odpadów.

Jaki jest teraz pana polityczny plan na najbliższe trzy miesiące, pół roku i rok?

Rozwijać struktury. Większość ugrupowań powstawała do tej pory od góry. Pojawiał się lider, który mówił, że zakłada partię i nagle przypływało kilkaset osób, które chciały tę partię tworzyć. My przyjęliśmy zupełnie inną strategię - czyli zanim powstanie partia polityczna, staramy się wybierać liderów w poszczególnych powiatach, aby w momencie, kiedy ugrupowanie będzie tworzone, mieli kontrolę nad tym, kto do niej na danym terenie przystępuje. Dla mnie kluczowe jest to, aby to były osoby, które w przyszłości będą mogły w sposób pozytywny odpowiedzieć na zapotrzebowanie lokalnych społeczności w miastach, gminach, powiatach i województwach na terenie całego kraju.

I w przyszłym roku konkrety?

Tak. I ich będzie sporo, dlatego, że z tego jesteśmy znani.

współpraca Jakub Mikulski

Od kilku tygodni jeździ pan po Polsce, ogłasza nazwiska kolejnych samorządowców, którzy przystępują do pana ruchu. Czym jest ten projekt?

W 2014 roku zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej na wniosek przewodniczącego Donalda Tuska zdecydował o usunięciu mnie z grona członków PO. Byłem wtedy najmłodszym przewodniczącym powiatowych struktur w kraju. Dzięki tej decyzji zostałem rzucony na głęboką wodę i musiałem w życiu publicznym zacząć działać na własną rękę. Do dziś jestem wdzięczny przewodniczącemu Donaldowi Tuskowi za tę decyzję. Tak powstał Komitet Marka Materka, który do Rady Miejskiej wprowadził jednego radnego, a ja w II turze wygrałem wybory na urząd prezydenta miasta. Mieszkańcy, wybierając 25-latka na prezydenta miasta, obdarzyli mnie sporym kredytem zaufania. Przez kolejne cztery lata starałem się pracować tak, by ten kredyt spłacić. I wszystko wskazuje na to, że to się udało, ponieważ w 2018 roku w I turze poparło mnie 17 777 wyborców, co stanowiło ponad 84,4 proc. głosujących. Nasz Komitet wygrał także wybory do Rady Miejskiej, wprowadzając 13 mandatów, i do Rady Powiatu, wprowadzając 9 radnych.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Z rządu do Brukseli. Ministrowie zamienią Sejm na Parlament Europejski
Polityka
Inwigilacja w Polsce w 2023 r. Sądy zgadzały się w ponad 99 proc. przypadków
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Ministrowie na "jedynkach" KO w wyborach. Mamy pełne listy
Polityka
Najdłuższy stażem europoseł z Polski nie będzie kandydował w wyborach do PE
Polityka
Donald Tusk: PiS i Konfederacja chcą wyprowadzić Polskę z UE