Kanclerz Niemiec nie musi się bać radykałów prawicy i lewicy

Prawicowi populiści i postkomuniści domagają się powrotu do dobrych relacji z Rosją. Ale są marginesem bez większego politycznego znaczenia.

Publikacja: 12.10.2022 03:00

Rosyjskie i sowieckie flagi na letniej manifestacji we Frankfurcie

Rosyjskie i sowieckie flagi na letniej manifestacji we Frankfurcie

Foto: PAP/DPA

Całego świata nie uratujemy, więc trzeba zakończyć wojnę w Ukrainie, skończyć wojnę gospodarczą z Rosją i zapewnić dostawę surowców energetycznych do Niemiec i całej Europy – takie były w ubiegły poniedziałek hasła na setkach transparentów w dziesiątkach miast wschodnich Niemiec. W samej Meklemburgii demonstrowano w kilkunastu miejscowościach. Kilka tysięcy osób pojawiło się na ulicach miast Dolnej Saksonii, podobnie w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii.

Największe demonstracje z hasłami wstrzymania dostaw broni do Ukrainy, zniesienia sankcji przeciwko Rosji i zawarcia pokoju miały miejsce w ubiegłym tygodniu przy okazji obchodów kolejnej rocznicy zjednoczenia Niemiec. Wiece, pochody i demonstracje zgromadziły w sumie 100 tys. mieszkańców wschodniej części Niemiec, czyli byłego NRD.

Brylowali na nich przedstawiciele dwóch ugrupowań: prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD) oraz postkomunistów z Die Linke (Lewica). Nie zabrakło też zwolenników rasistowskiej PEGIDA, czyli Patriotycznych Europejczyków przeciwko Islamizacji Zachodu. Ci są głównie przeciw napływowi ponad miliona uchodźców z Ukrainy, ostrzegając przed katastroficznymi dla Niemiec skutkami drugiej już fali imigracyjnej, po uchodźcach z Syrii.

„Żadne z tych środowisk nie operuje strachem tak dobrze jak AfD” – pisał „Der Tagesspiegel”, traktując dotychczasowe akcje protestacyjne jako wstęp do „gorącej jesieni”.

„Nasz kraj przede wszystkim” – głosi AfD, której szef Tino Chrupalla domaga się naprawy obu nitek Nord Stream i zapewnienia dostaw rosyjskiego gazu. Nie kryje oczywiście sympatii dla Rosji, gdzie niemal dwa lata temu przyjmowany był obiadem przez Siergieja Ławrowa. Tymczasem postkomuniści z Die Linke organizują dużą akcję pod hasłem „Mówimy: Dość!” z żądaniami umiarkowanych cen na prąd, opał, produkty spożywcze i transport. Die Linke przebija przy tym AfD swą prorosyjskością. Sahra Wagenknecht, była szefowa frakcji postkomunistów, oskarżyła niedawno w Bundestagu rząd o chęć wywołania „bezprecedensowej wojny gospodarczej z naszym najważniejszym dostawcą energii”. Posłowie AfD zareagowali oklaskami, na które nie zdobyła się nawet część deputowanych jej własnej frakcji. Jednak nikt nie ma zamiaru usuwać z partyjnego programu żądań likwidacji NATO i utworzenia nowego systemu bezpieczeństwa z udziałem… Rosji.

– Taka retoryka i uliczne protesty nie mają żadnego bezpośredniego wpływu na decyzje rządu Olafa Scholza. Znajdują jednak odzwierciedlenie w wyborach do parlamentów landowych, jak ostatnio w Dolnej Saksonii – zwraca uwagę „Rzeczpospolitej” prof. Werner Patzelt, politolog z Drezna. AfD podwoiła tam swój stan posiadania w niedzielnych wyborach, uzyskując 10,9 proc. głosów. W tym samym głosowaniu Die Linke straciła połowę głosów (zebrała zaledwie 2,7 proc.).

W sumie jednak sześć wschodnich landów to matecznik obu skrajnie radykalnych partii. O ile w skali kraju AfD zanotowała w ubiegłorocznych wyborach do Bundestagu 10,3 proc. głosów, o tyle na wschodzie miała dokładnie dwa razy więcej. Podobnie Die Linke: odpowiednio 4,9 proc. i 10,4 proc. Ale na wschodzie mieszka zaledwie 12,5 mln obywateli, czyli ponad pięć razy mniej niż w landach zachodnich (67 mln).

Skrajna prawica i lewica nie stanowią więc zagrożenia dla politycznej stabilizacji Niemiec. Ich stanowiska nie musi też brać pod uwagę rząd federalny w sprawie pomocy dla Ukrainy. Zaledwie 18 proc. mieszkańców zachodniej części kraju było latem tego roku zdania, że Niemcy okazują jej zbyt dużą pomoc. W landach wschodnich takiego zdania była jedna trzecia. Dostawy broni wspierało na zachodzie od maja do lipca tego roku 54–61 proc., na wschodzie niezmiennie tylko jedna trzecia respondentów.

Polityka
Le Pen: Ukraina należy do sfery wpływów Rosji
Materiał Promocyjny
Gdy zapadną egipskie ciemności
Polityka
Blinken: Rosja mówiła o drugiej armii świata. Teraz to druga armia na Ukrainie
Polityka
Nawalny poprosił służbę więzienną o kangura. Wniosków było więcej
Polityka
Orban wzywa Ukraińców do rozmów z Rosją. Kijów odpowiada premierowi Węgier
Polityka
Rzecznik Kremla: Polska była częścią Rosji albo jej wrogiem
Polityka
Le Pen kochała Putina. Kłopot dla Morawieckiego