Politolog: Klucz do pokoju leży na Kremlu

Gdy walki objęły Krym, możliwość wojny jądrowej stała się bardzo realna. To dziś główna obawa Zachodu – uważa Jacques Rupnik, czołowy francuski znawca Rosji z paryskiej uczelni Sciences Po.

Publikacja: 11.10.2022 03:00

Politolog: Klucz do pokoju leży na Kremlu

Foto: AFP

Na widok bestialskich bombardowań ukraińskich miast zachodnia opinia publiczna wymusi na swoich rządach dalej idące wsparcie dla Ukrainy?

Tego wsparcia tak kraje europejskie, jak Ameryka już od dawna udzielają Ukrainie. Za przewodnictwa Francji w Unii wprowadzono przecież sześć pakietów sankcji wobec Rosji. Prezydent Macron właśnie przekazał kolejny zestaw dział Caesar, które miały być dostarczone Danii. Sądzę natomiast, że te bombardowania wywołają na Zachodzie jeszcze większe obawy przed niekontrolowaną eskalacją tego konfliktu, łącznie z użyciem sił jądrowych. A to już dotyczy nie tylko Ukrainy, ale całej Europy. Oczywiście atak na most krymski jest logicznym elementem kampanii na rzecz wyzwolenia ziem okupowanych przez Ukrainę. Ale z punktu widzenia Rosji sprawa wygląda już inaczej. To jest uderzenie w półwysep, który został przyłączony do Rosji w 2014 r. za aprobatą właściwie całego społeczeństwa. A to niepomiernie zwiększa ryzyko wymknięcia się spod kontroli tego konfliktu. Można czasem usłyszeć, że Putin rozważa użycie wyłącznie „taktycznej” broni jądrowej. Ale jej moc jest jednak 50 razy większa od bomby zrzuconej na Hiroszimę. Nic więc dziwnego, że prezydent USA Joe Biden otwarcie ostrzega, że jego zdaniem odwołując się do użycia broni atomowej, Putin nie żartuje. Zapewne też namawia Ukraińców do umiaru. Rosyjski prezydent jest w końcu coraz bardziej przyparty do ściany: jego wojska przegrywają, a jego sojusznicy sięgają do retoryki ultranacjonalistycznej.

W tym kluczowym dniu prezydent Zełenski nie przez przypadek zadzwonił do kanclerza Scholza i prezydenta Macrona. Strach przed atomową katastrofą może ich skłonić do próby wynegocjowania pokoju z Putinem?

Na niedawnym szczycie w Pradze Macron bardzo jasno powiedział, że to do Ukraińców należy rozstrzygnięcie, kiedy i na jakich warunkach podjąć negocjacje z Rosją. Ani Scholz, ani Macron nie mają po temu żadnego mandatu. Nigdy zresztą takich negocjacji nie prowadzili. To były jedynie konsultacje z Putinem.

Mimo wszystko obawy przed jądrowym kataklizmem będą miały wpływ na politykę Zachodu wobec Rosji?

Będą, i to bardzo duży. Wystarczy posłuchać, co mówi Joe Biden. Twierdzi, że doszliśmy do bardziej niebezpiecznej sytuacji niż w czasie kryzysu kubańskiego w 1962 r., kiedy świat otarł się o jądrową katastrofę. A to dlatego, że w przeciwieństwie do Nikity Chruszczowa, który nie podejmował decyzji sam, ale musiał się liczyć choćby z Biurem Politycznym, nie bardzo wiadomo, z kim musi się liczyć Putin. Dlatego Amerykanie, ale też pozostałe potęgi nuklearne Zachodu – Francuzi i Brytyjczycy – ostrzegają bezpośrednio rosyjskich dowódców wojskowych, jakie będą konsekwencje użycia broni jądrowej.

Jakie?

Tu Ameryka i Europa są na jednej linii. To ostrzeżenie ze swej natury jest wieloznaczne, aby wywołać niepewność u Rosjan. Ale przesłanie jest jasne: koszty takiego ruchu byłyby dla Rosji większe niż korzyści. Chodzi o całkowite odcięcie Rosji od Zachodu, co przekreśliłoby wszelkie szanse na modernizację Rosji, sprowadziłoby ją do roli wasala Chin, a może nawet uruchomiło dynamikę, której końcem byłby rozpad kraju. Kontakty Zachodu z Rosją mają więc na tym etapie powstrzymać proces samobójczy w Moskwie. Chodzi o uświadomienie Rosjanom, że o ile wiadomo, jak się zaczyna wojna jądrowa, to nie wiadomo, do czego doprowadzi.

Za miesiąc odbędą się wybory uzupełniające do Kongresu, w wyniku których większość w Izbie Reprezentantów mogą przejąć republikanie. Czy to nie doprowadzi do zmiany amerykańskiej polityki wobec Ukrainy?

Ameryka stała się najbardziej spolaryzowanym krajem Zachodu, to już właściwie dwa kraje żyjące obok siebie. Ale gdy idzie o wsparcie Ukrainy, panuje tu daleko idące porozumienie. Prezydent Biden, który niezależnie od wyniku wyborów do Kongresu utrzyma decydujący wpływ na politykę zagraniczną USA, tak bardzo zaostrzył swoje stanowisko wobec Kremla, że zrodziły się wręcz obawy, że republikanie mogą je złagodzić. Ale prawdziwy problem dla Białego Domu będą oni stwarzali w polityce wewnętrznej. W razie wojny jądrowej bardziej obawiałem się o jedność Europejczyków. Taka eskalacja wywoła przecież różne skutki dla różnych krajów naszego kontynentu. Wielka Brytania i Francja mają broń jądrową, ale inni nie. Bardziej narażone na skutki takiej eskalacji stałyby się też kraje położone najbliżej Ukrainy, które dziś zajmują najbardziej twarde stanowisko wobec Rosji.

Czy w ogóle rysuje się jakiś scenariusz pokojowego zakończenia tej wojny?

Nie widzę tego. Do czasu ataku na most krymski można było zakładać, że wraz z nadejściem zimy przyjdzie stabilizacja frontu, zmęczenie i być może odpowiednia atmosfera do podjęcia rokowań. Ale to już przeszłość. Zaś pokój, jeśli nie z powodu obustronnego wyczerpania wojną, może być tylko narzucony przez jedną stronę drugiej. Tylko że nawet jeśli Ukraińcy odbiją Donbas, pozostałe ziemie zajęte przez Rosjan, to przecież sama Rosja, ze swoją bronią jądrową czy chemiczną, pozostanie. I nie będzie gotowa na pogodzenie się z porażką.

To ta wojna może jeszcze trwać nie lata, ale dziesięciolecia?

Niekoniecznie. Klucz do jej zakończenia leży na Kremlu. Tylko zmiana we władzach Rosji może ją bowiem zakończyć. W Rosji takie zmiany po przegranej wojnie zdarzały się wielokrotnie, jak choćby po wojnie z Japonią w 1905 czy z Afganistanem w 1988 r. Pozytywny, ale niestety nie najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że ostatni umiarkowani, którzy pozostają w otoczeniu Putina, zaczną podliczać koszty tej wojny. A ten bilans jest dla Rosji tragiczny: jedność i poszerzenie NATO, powrót Amerykanów do Europy, odcięcie przez Europejczyków importu rosyjskich nośników energii, zbrojenia Niemiec. No i coraz bardziej dwuznaczne stanowisko chińskiego sojusznika. Ale jest też całkiem możliwe, że po Putinie władzę przejmie jeszcze bardziej radykalny, faszystowski przywódca forsujący imperialną, ultranacjonalistyczną politykę. Wówczas może dojść do eskalacji, która bardzo szybko rozstrzygnie o tym konflikcie.

Na widok bestialskich bombardowań ukraińskich miast zachodnia opinia publiczna wymusi na swoich rządach dalej idące wsparcie dla Ukrainy?

Tego wsparcia tak kraje europejskie, jak Ameryka już od dawna udzielają Ukrainie. Za przewodnictwa Francji w Unii wprowadzono przecież sześć pakietów sankcji wobec Rosji. Prezydent Macron właśnie przekazał kolejny zestaw dział Caesar, które miały być dostarczone Danii. Sądzę natomiast, że te bombardowania wywołają na Zachodzie jeszcze większe obawy przed niekontrolowaną eskalacją tego konfliktu, łącznie z użyciem sił jądrowych. A to już dotyczy nie tylko Ukrainy, ale całej Europy. Oczywiście atak na most krymski jest logicznym elementem kampanii na rzecz wyzwolenia ziem okupowanych przez Ukrainę. Ale z punktu widzenia Rosji sprawa wygląda już inaczej. To jest uderzenie w półwysep, który został przyłączony do Rosji w 2014 r. za aprobatą właściwie całego społeczeństwa. A to niepomiernie zwiększa ryzyko wymknięcia się spod kontroli tego konfliktu. Można czasem usłyszeć, że Putin rozważa użycie wyłącznie „taktycznej” broni jądrowej. Ale jej moc jest jednak 50 razy większa od bomby zrzuconej na Hiroszimę. Nic więc dziwnego, że prezydent USA Joe Biden otwarcie ostrzega, że jego zdaniem odwołując się do użycia broni atomowej, Putin nie żartuje. Zapewne też namawia Ukraińców do umiaru. Rosyjski prezydent jest w końcu coraz bardziej przyparty do ściany: jego wojska przegrywają, a jego sojusznicy sięgają do retoryki ultranacjonalistycznej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
USA. Kampania prezydencka pod znakiem aborcji. Republikanie przerażeni widmem referendów
Polityka
Xi Jinping testuje Europę. Chce odwieść Unię od pójścia drogą Ameryki
Polityka
Donald Trump pójdzie do aresztu? 10 kar grzywny nie przyniosło rezultatów