Reklama

Zmierzch politycznych gabinetów. Ministrowie pozbywają się asystentów

Ministrowie przestali tworzyć rozbudowane gabinety z politycznymi asystentami. Wyjątek: MSZ i MEiN.

Publikacja: 10.08.2022 21:00

Zbigniew Rau zatrudnia w gabinecie politycznym sześć osób

Zbigniew Rau zatrudnia w gabinecie politycznym sześć osób

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Zbigniew Rau, minister spraw zagranicznych, ma największy, w całym rządzie gabinet polityczny. Liczy on sześć osób (rok wcześniej był siedmioosobowy): trzech doradców, dwóch asystentów i szefa gabinetu, którym jest Mateusz Pali, jego asystent z czasów poselskich i pracy wojewody łódzkiego. Na drugim miejscu są: minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, który posiada pięcioosobowy gabinet, i Marlena Maląg – minister rodziny i polityki społecznej. Jednak zdecydowana większość ministerstw rządu Mateusza Morawieckiego albo zlikwidowała gabinety polityczne, albo znacznie je okroiła.

Czytaj więcej

Makowski: Stoimy na krawędzi największego kryzysu energetycznego w historii

Trudna ścieżka kariery

I tak, resorty zdrowia i sprawiedliwości oraz polityki regionalnej mają dwuosobowe gabinety polityczne, MSWiA i Ministerstwo Rolnictwa – zatrudnia w nim po trzy osoby. Tylko jedną osobę zatrudnia minister infrastruktury, MON i aktywów państwowych. Gabinetu nie utworzyli w ogóle: minister finansów Magdalena Rzeczkowska, minister klimatu Anna Moskwa i minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. Dlaczego?

„Przepisy ustawy z 8 sierpnia 1996 r. o Radzie Ministrów nie nakładają obowiązku utworzenia gabinetu politycznego ministra” – odpowiada nam resort finansów.

"Minister Waldemar Buda na ten moment nie widzi potrzeby utworzenia gabinetu politycznego. Jeżeli taka konieczność zaistnieje, gabinet zostanie utworzony" - odpowiada resort rozwoju.

Reklama
Reklama

Gabinety polityczne mogą tworzyć ministrowie rządu – zatrudnienie ich członków musi być przejrzyste: dane osób, w tym, gdzie pracowali trzy lata wcześniej, umieszcza się w BIP. – Nie jestem fanem gabinetów, ale jeśli polityk idzie do rządu i chce sobie dobrać współpracowników, to opinia publiczna ma prawo wiedzieć kto to jest i czym się zajmował wcześniej. To musi być jawne – podkreśla Cezary Tomczyk, były rzecznik rządu Ewy Kopacz, który sam utworzył trzyosobowy gabinet.

Czytaj więcej

Wojna z Marianem Banasiem o kolegium NIK

Wymogi dla ich członków, jak np. lata pracy, jak i ich wynagrodzenie, reguluje rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 28 marca 2000 r. Jednak od lat politycy omijali przepisy i zatrudniali np. znajomych czy studentów, mimo iż rozporządzenie wymaga wykształcenia wyższego. W „sytuacjach szczególnych” minister może się do tego nie zastosować. Tak zrobił m.in. Mateusz Morawiecki w przypadku Anny Gembickiej (była wtedy studentką) czy Antoni Macierewicz, który jako szefa gabinetu zatrudnił absolwenta liceum Bartłomieja Misiewicza.

W 2015 r. Prawo i Sprawiedliwość podczas kampanii wyborczej obiecywało likwidację gabinetów politycznych (w programie partii określono je jako „przejaw upartyjnienia państwa”). Zatrudnia się w nich głównie z tzw. klucza partyjnego, bardzo często pracowników z biur poselskich czy klubów parlamentarnych. Ich członkowie nie mają ściśle określonych obowiązków, najczęściej wykonują pracę czysto partyjną. Są też w ciągłym zainteresowaniu opinii publicznej i mediów.

Sam premier Mateusz Morawiecki w 2020 r. zlikwidował swój pięcioosobowy gabinet polityczny

– Gabinety polityczne zawsze budziły niezdrowe zainteresowanie i kontrowersje i dziś, przy tak rozbuchanych mediach społecznościowych, wiele osób po prostu nie chce tam trafić. Potem w świat idzie za nim „łatka” tzw. plecaka. Praktycznie to zamyka drogę do kariery w prywatnym biznesie – tłumaczy nam jeden z byłych młodych doradców rządu.

Reklama
Reklama

Niskie stawki

Także stawki wynagrodzeń w gabinetach (są również określone w rozporządzeniu) nie są wysokie np. średnie wynagrodzenie w gabinecie politycznym szefa MSZ kształtuje się na poziomie 6, 5 tys. brutto miesięcznie, w MEiN – 8,8 tys. zł brutto, w Ministerstwie Zdrowia – 6,3 tys. zł brutto.

– Dziś wielu ministrów ukrywa swoich asystentów na etatach specjalistów czy ekspertów tzw. stanowiskach niemnożnikowych, które nie podlegają ścisłym rygorom, np. konkursów czy stażu i wynagradzania – twierdzi były doradca.

Tomczyk: – Idą więc do „szarej strefy”. Proszę zobaczyć, że w ciągu siedmiu lat wydatki budżetu Kancelarii Premiera wzrosły siedmiokrotnie, zatrudniono blisko 200 osób więcej. Tego nie da się wytłumaczyć pandemią. To jest patologia.

Sam premier Mateusz Morawiecki w 2020 r. zlikwidował swój pięcioosobowy gabinet polityczny, a jego najbliżsi współpracownicy (np. Piotr Patkowski) odeszli do rządu lub do państwowych spółek – Orlen, PKO BP czy PFR. Spora część współpracowników usadowiona na lukratywnych posadach w spółkach nadal doradzała premierowi – co ujawniła także afera mailowa Dworczyka – „poza systemem”. Oficjalnie premier ma ogromną armię doradców, która liczy 40 osób. To 21-osobowa Rada Doradców Politycznych i druga, Rada Doradców Społecznych – wszyscy pracują jednak społecznie.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Jaka ma być Polska 2050? Walka o przywództwo, kierunek i miejsce w koalicji
Polityka
Prof. Dudek zwrócił się do Tuska. „Jak się nie da, to powinien pan się podać do dymisji”
Polityka
Była kandydatka na prezydenta chce do Sejmu. Sąd zarejestrował partię Joanny Senyszyn
Polityka
Szczyt Wschodniej Flanki. Przyjęta deklaracja wskazuje Rosję jako największe zagrożenie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama