Pułkownik z Pałacu Alvorada, siedziby głowy państwa, zapewnia znajomego, wpływowego brazylijskiego dziennikarza: „armia pozostanie lojalna, wierna konstytucji. No chyba że zaczną się zamieszki i trzeba będzie przywrócić porządek. Wtedy sprawy mogą potoczyć się inaczej”.
Od czterech lat siły zbrojne Brazylii, największego kraju Ameryki Łacińskiej, prosperują jak nigdy od końca wojskowej dyktatury w 1985 r. Dość powiedzieć, że kluczowe stanowiska w państwie obsadziło 6,5 tys. mundurowych, co daje ogromny wpływ na życie polityczne kraju i wiele strategicznych gałęzi gospodarki. Wszystko dzięki niespodziewanemu zwycięstwu w 2018 r. mało znanego kapitana w stanie spoczynku o skrajnie prawicowych poglądach Jaira Bolsonaro.
Zwycięstwo, śmierć lub więzienie
Jednak przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi 2 października jego szanse na reelekcję wydają się nad wyraz małe. Sondaże dają mu ledwie 30 proc. poparcia, przynajmniej o 15 pkt mniej od Luli, legendarnego lidera związków zawodowych, założyciela Partii Pracowników (PT) i prezydenta w latach 2003–2011.
Szanse Jaira Bolsonaro na reelekcję w jesiennych wyborach wydają się małe. Na zdjęciu: prezydent Brazylii w stroju motocyklisty podczas niedawnej wizyty w USA
Bolsonaro doszedł do władzy na fali oburzenia korupcją w kręgach PT. Jednak sam rozwinął system korupcyjny wokół swojej rodziny i okazał się tak nieskuteczny w walce z pandemią i kryzysem gospodarczym, że pozostał przy nim tylko twardy elektorat.