To będzie próba ratowania Grupy Wyszehradzkiej?
Jestem konserwatystą. Jak coś zaczyna trzeszczeć, to nie łamię nadłamanej gałęzi, lecz staram się ratować to, co jest. Nie możemy zapominać, że Grupa Wyszehradzka przynosiła wiele korzyści swoim wszystkim członkom. Dlatego jestem przeciwny, by tak od razu wyrzucić ją do kosza. Jednak kluczowe kwestie muszą być wyjaśnione. Druga uwaga: są czasy pokoju, czasy normalne i wtedy możemy rozmawiać o niuansach politycznych, co nas uwiera. Ale są też czasy, gdy gra toczy się o najwyższą stawkę, o bezpieczeństwo, o istnienie narodów, o porządek światowy, o podstawowe wartości. I świadkami takich czasów jesteśmy teraz. Wiem, że to jest również ważne dla premiera Morawieckiego. Jesteśmy w stanie wojny z Rosją. Ta wojna nie toczy się tylko o Ukrainę i jej terytorium, ale również o europejską demokrację, o kształt, istnienie cywilizacji zachodniej.
Może ta wojna pokazała, że interesy państw Grupy Wyszehradzkiej są rozbieżne? I że to się nie zmieni: w mało ważnych sprawach jesteśmy razem, ale w tych fundamentalnych Węgry są po drugiej stronie barykady?
Po pierwsze, różnice w ramach Grupy Wyszehradzkiej były zawsze. Na przykład na Słowacji jest euro, w pozostałych trzech krajach nie. Polska jest uzależniona od węgla, a w przyszłym roku na Słowacji węgiel już w ogóle nie będzie wykorzystywany, to różnica w polityce energetycznej. Takie przykłady mógłbym mnożyć. To nie są drobiazgi, różnimy się w poważnych kwestiach. Nie było to jednak przeszkodą dla naszej współpracy, nasza grupa działała. Po drugie, chcę podkreślić, że przed każdą Radą Europejską mieliśmy w ramach Grupy Wyszehradzkiej własne obrady, na których ustalaliśmy wspólne stanowisko. I jestem przekonany, że właśnie dzięki temu wiele spraw udało się ugrać w Unii, przy wsparciu Węgier. Jednogłośnie zostały zatwierdzone sankcje wobec Rosji. Jednogłośnie Unia poparła Ukrainę. Jednogłośnie to oznacza, że Węgry się nie wyłamały. Dlatego widzę wielki sens i wielkie zadania dla Grupy Wyszehradzkiej. Jeżeli się więc okaże, że sprawy nie będą podążały w dotychczasowym kierunku, to wtedy trzeba będzie wyciągać wnioski. Ale na razie chcemy zrobić wszystko, by kontynuować współpracę w ramach V4, pomimo tych nie do końca szczęśliwych opinii i słów Viktora Orbána.
Teraz Czechy są jednym z krajów najbardziej zaangażowanych w obronę Ukrainy. Chyba pierwsze dostarczyły Ukrainie ciężką broń, czołgi, kiedy wszyscy się bali. Miałem wrażenie, że wcześniej nie były jednak bardzo krytyczne wobec Rosji. Szczególnie prezydent Miloš Zeman, przecież dwa razy wybrany przez naród. On nawet się obnosił z prorosyjskością. Czy ta zmiana jest trwała? I czy są spory wewnątrz Czech na ten temat?
To Rosja prowadzi wojnę w Ukrainie i Rosja prowadzi wojnę hybrydową z całą Europą. Pośrednio wypowiedziała wojnę całej Europie. Jest to wojna polegająca na dezinformacji, są ataki cybernetyczne. Atak na Ukrainę to atak na świat demokratyczny. Cieszę się, że Czechy od razu poparły Ukrainę, od razu przekazały broń. Było to jednoznacznie dobre. To się cieszy wielkim poparciem czeskiej opinii publicznej. Czesi są bardzo za wspieraniem Ukrainy, mają dużo zrozumienia dla Ukraińców, są solidarni z ukraińskimi uchodźcami i sprzeciwiają się reżimowi Putina. Myślę, że wynika to też z tego, że w żywej pamięci mamy to, co stało się w 1968 roku, okupacja wojsk Układu Warszawskiego, którą rozumiemy jako okupację rosyjską. Ja również pamiętam ten czas, gdy prezydent Zeman miał inklinacje proputinowskie. Bardzo się cieszę, że ten czas jest już za nami. I cieszę się, że teraz Czechy solidarnie i jednym głosem opowiadają się za Ukrainą.