Wybory prezydenckie we Francji. Mimo wszystko Macron

Aż 28 proc. Francuzów nie poszło w tę niedzielę głosować, najwięcej od 1969 r. To sygnał ogromnej frustracji.

Publikacja: 24.04.2022 23:28

Marine Le Pen szybko uznała swoją porażkę. Ale zapewniała, że wynik, który uzyskała, „sam w sobie st

Marine Le Pen szybko uznała swoją porażkę. Ale zapewniała, że wynik, który uzyskała, „sam w sobie stanowi głośne zwycięstwo”

Foto: Christophe ARCHAMBAULT/AFP

Rzecz zaskakująca: gratulacje z okazji zwycięstwa jeszcze w niedzielę późnym wieczorem złożył Emmanuelowi Macronowi Mateusz Morawiecki, który wcześniej wspierał Marine Le Pen i w decydującym momencie kampanii wyborczej krytykował prezydenta Francji za wydzwanianie do Władimira Putina. „Polska i Francja mają wiele wspólnych wyzwań i wspólnych interesów. Przed nami czas pracy nad nimi. Przyszłość Europy leży w naszych rękach” – napisał na Twitterze szef polskiego rządu.

Nad Sekwaną do końca było nerwowo. Frekwencja o godzinie 18 wyniosła zaledwie 63,23 proc., wyraźnie mniej niż w pierwszej turze (65 proc.) i niż w drugiej turze w 2017 r. (65,3 proc.). To zły znak dla Emmanuela Macrona. Dotychczasowy przywódca kraju w pierwszej turze uzyskał niespełna 28 proc. poparcia i aby zdobyć ponad połowę głosów, musiał przekonać do swojej kandydatury wyborców lewicy, partii ekologicznych, a także mniejszości muzułmańskiej.

A to środowiska, gdzie Macron nie wzbudzał entuzjazmu, i pokusa pozostania w domu była tu duża. Co prawda to na tę grupę wyborczą prezydent skierował kampanię wyborczą w ostatnich dwóch tygodniach, jadąc np. do najbiedniejszego departamentu pod Paryżem Sekwana-Saint-Denis, gdzie 61 proc. głosów padło na lidera radykalnej lewicy Jeana-Luca Mélenchona, czy chwaląc w Strasburgu młodą kobietę za to, że jako feministka „z własnego wyboru” nosi hidżab.

Czy to jednak wystarczy, aby przykryć wspomnienie, że w trakcie całej swojej kadencji Macron przejął część haseł skrajnej prawicy wymierzonych we wspólnotę muzułmańską – w niedzielę po południu nie było do końca wiadomo. Nie można też było mieć pewności, jak zachowa się lewicowy elektorat, bo od 2017 r. prezydent doprowadził do dalszej polaryzacji dochodów, uznając, że ograniczenie zabezpieczeń społecznych to jedyna droga do poprawy konkurencyjności kraju.

Czytaj więcej

Macron wygrał, strach został

Tradycyjnie, łamiąc ciszę wyborczą, belgijskie media podały po południu wyniki głosowania w departamentach zamorskich. Były dla prezydenta fatalne, bo to regiony dotknięte poważnym kryzysem gospodarczym i społecznym. Na Martynice Macron zbierał ledwie 39,1 proc. głosów wobec 60,9 proc. dla Le Pen. Na Gwadelupie musiał zadowolić się 30,4 proc. (69,6 proc. dla Le Pen), a w Gujanie uzyskał jedynie 39,3 proc. poparcia (60,7 proc. dla Le Pen). Wszędzie tam pięć lat wcześniej prezydent odniósł druzgocące zwycięstwo.

Mimo wszystko w sztabie Macrona trzymano się ostatnich sondaży przeprowadzonych przed rozpoczęciem głosowania. A wskazywały na porażkę kandydatki skrajnej prawicy – jak ten dla „Le Monde” (56,5 do 43,5 proc. na korzyść Macrona) czy BFM TV (55,5 do 44,5 proc.).

Dwie wizje Francji

Nerwowość podsycała nie tylko wyrównana walka, ale przede wszystkim jej stawka. Do tej pory to wybory w 1981 r. doprowadziły do najpoważniejszego zwrotu w V Republice. Socjalista François Mitterrand, przy wsparciu Francuskiej Partii Komunistycznej, przystąpił wówczas do realizacji dalece lewicowego programu obejmującego m.in. nacjonalizację niektórych banków i towarzystw ubezpieczeniowych czy rozbudowę przywilejów społecznych. Ta polityka, m.in. z powodu trzykrotnej dewaluacji franka, została jednak zaniechana już trzy lata później wraz z nominacją nowego premiera – Laurenta Fabiusa. A w sprawach zagranicznych Mitterrand pozostał wiernym sojusznikiem Ronalda Reagana.

Tym razem zwycięstwo Le Pen oznaczałoby rewolucję w polityce zagranicznej kraju. Choć oficjalnie kandydatka skrajnej prawicy porzuciła po wyborach w 2012 r. pomysł wyjścia z UE, a po wyborach w 2017 r. ze strefy euro, to nadal dąży do stopniowego przekształcenia Unii w luźny „sojusz narodów europejskich”. Jej program opiera się zresztą na sprzecznych z fundamentami integracji założeniach, jak wyższość prawa krajowego nad europejskim czy przywrócenia na granicach Francji kontroli towarów i ludzi. Zwolenniczka brexitu, Le Pen, chce zerwać bliską współpracę Paryża z Berlinem m.in. w polityce obronnej. Zapowiada opuszczenie przez republikę zintegrowanych struktur wojskowych NATO oraz uplasowanie kraju „w równej odległości do Waszyngtonu i Moskwy”.

Odkrycie ekologii

Hasłu Macrona „nous tous” (my wszyscy), które ma zapowiadać budowę bardziej harmonijnego społeczeństwa, Le Pen przeciwstawia ideę referendum w sprawie niemal całkowitego wstrzymania emigracji oraz „preferencji narodowej” w dostępie do mieszkań socjalnych czy stanowisko w sektorze publicznym (co też jest sprzeczne z prawem europejskim). Przeciwna jak Donald Trump poświęceniom dla poprawy stanu środowiska zapowiada koniec subwencji dla zielonych technologii i wstrzymanie rozbudowy parku turbin wiatrowych. Macron, który ostatnio odkrył w sobie entuzjazm do ekologii (zdobył oficjalne poparcie Jadota), odwrotnie: chce, aby Francja była pierwszym dużym krajem, który zrezygnuje z użycia węgla i gazu, m.in. poprzez budowę pięciu nowych siłowni jądrowych.

Najważniejszym zmartwieniem Francuzów w tej kampanii było załamanie mocy nabywczej ich dochodów. Le Pen proponuje tu środki radykalne, w tym obniżenie z 20 do 5,5 proc. stawki VAT na nośniki energii, zredukowanie do zera tego podatku na 100 produktów pierwszej potrzeby czy podniesienie (nie bardzo wiadomo jak) o 10 proc. pensji w sektorze prywatnym.

Pozostaje kwestia, jak to wszystko miałoby być sfinansowane w kraju, który wychodzi z pandemii z długiem odpowiadającym 130 proc. PKB. Macron daje tu odpowiedź jasną: podniesienie wieku emerytalnego z 62. do 65. roku życia. Ale i on proponuje szereg kosztownych rozwiązań socjalnych, jak podniesienie minimalnej emerytury do 1,1 tys. euro.

Rzecz zaskakująca: gratulacje z okazji zwycięstwa jeszcze w niedzielę późnym wieczorem złożył Emmanuelowi Macronowi Mateusz Morawiecki, który wcześniej wspierał Marine Le Pen i w decydującym momencie kampanii wyborczej krytykował prezydenta Francji za wydzwanianie do Władimira Putina. „Polska i Francja mają wiele wspólnych wyzwań i wspólnych interesów. Przed nami czas pracy nad nimi. Przyszłość Europy leży w naszych rękach” – napisał na Twitterze szef polskiego rządu.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Parlament Europejski przeciw niewolniczej pracy. Nowe przepisy dotyczące handlu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Aresztowano asystenta polityka AfD. Miał szpiegować dla Chin
Polityka
Media informują o poważnej chorobie Kadyrowa. Przywódca Czeczenów odpowiada nagraniem z siłowni
Polityka
Opozycjoniści z hotelu w Moskwie. Czy zablokują wejście Mołdawii do UE?
Polityka
Sunak: Pierwsi migranci odlecą do Rwandy w lipcu. "Bez względu na wszystko"