– Feministka, która nosi z własnej woli hidżab? Gratuluję! To nie byłoby możliwe, jeśli Marine Le Pen wygrałaby te wybory – kilka zdań rzuconych w czasie spotkania z wyborcami w Strasburgu we wtorek zostało uznanych przez francuskie media za fundamentalną zmianę programu Emmanuela Macrona.
Nie tylko przez nie. Kilka godzin później, tym razem w rozmowie ze starszą panią w hidżabie w wiosce Saint-Rémy-sur-Aure, kandydatka skrajnej prawicy uznała, że nie może pozostać w tyle za swoim oponentem i również zasadniczo zmieniła swoje plany wobec francuskich muzułmanów.
Zabójstwo Samuela Paty’ego
– Wiem, że dla kobiet, które osiągnęły pewien wiek, hidżab jest oznaką dostojeństwa. To nie to samo, co zmuszanie do jego noszenia dorastających dziewcząt – tłumaczyła. A pytana, dlaczego chce w takim razie wprowadzić całkowity zakaz noszenia tego wyróżnika wyznawców islamu w miejscach publicznych, odparła: „to nie jest jakaś moja obsesja, priorytet. Będzie debata w parlamencie, zobaczymy, co z tego wyjdzie”.
Czytaj więcej
Jeśli Emmanuel Macron wyjdzie obronną ręką ze środowej debaty telewizyjnej, chyba może być spokojny o drugą kadencję.
Na cztery dni przed decydującą rozgrywką o Pałac Elizejski to nie moment, aby narażać się 7-mln wspólnocie wyznawców islamu, z których 69 proc. ma francuskie obywatelstwo. Jak ustalił instytut IFOP w sondażu dla dziennika „La Croix”, aż siedmiu na dziesięciu muzułmanów głosowało w pierwszej turze wyborów prezydenckich 10 kwietnia na lidera radykalnej lewicy Jean-Luca Mélenchona. Ten oświadczył po ogłoszeniu wyników, że nie chce, aby ani jeden głos z jego elektoratu (blisko 8 mln osób) zasilił Le Pen. Ale też nie wezwał jasno do poparcia Macrona. Prezydent musi więc sam przekonać do swojej kandydatury francuskich muzułmanów.