– Wśród znacznej części naszego społeczeństwa Stalin jest postacią dość popularną, wykorzystywanie jego portretów może dać polityczne dywidendy – uważa politolog Grigorij Fiodorow.
W sierpniu Rosyjska Centralna Komisja Wyborcza zezwoliła partii komunistycznej na ich używanie w kampanii wyborczej. Ale nie tylko komuniści chowają się za stalinowskimi wąsami. W sąsiadującym z Polską obwodzie kaliningradzkim polityk opozycyjnej Platformy Obywatelskiej (założonej w 2012 roku przez miliardera Michaiła Prochorowa) Siergiej Malikow domaga się na swych wiecach przedwyborczych „zbudowania gułagu dla skorumpowanych urzędników”. „Stalin był wyzwolicielem Europy!” – skandują jego zwolennicy, na szczęście niezbyt liczni.
Głównym jednak postulatem biznesmena z branży budowlanej Malikowa jest „zamiana nazwy Kaliningrad na Stalingrad”. Bo „Stalingrad jest symbolem zwycięstwa dobra nad złem” – tłumaczy.
W ten sposób w Rosji mogą się pojawić dwa Stalingrady. W oryginalnym (czyli dzisiejszym Wołgogradzie) miejscowi komuniści cały czas bowiem próbują przywrócić mu poprzednią nazwę. Ponieważ jednak parlament odrzucił ich propozycję w zeszłym roku, obecnie proponują jedynie nadanie nazwy „Stalingrad” lotnisku w Wołgogradzie. Tym razem mają duże szanse, popiera ich nawet miejscowy gubernator.
Według badań Centrum Lewady (któremu obecnie grozi likwidacja z powodu uczciwego przedstawiania obrazu współczesnej Rosji) ponad 40 proc. Rosjan uważa, że „czasy stalinowskie przyniosły krajowi więcej dobrego niż złego”. Liczba takich odpowiedzi wzrosła aż o 13 proc. w ciągu czterech lat. A prawie połowa uznaje obecnie Stalina za „mądrego przywódcę”. Jednocześnie jednak 60 proc. nie chciałoby żyć pod jego rządami, a prawie 2/3 nazywa go tyranem. – Wniosek z tego, że wielu Rosjan ma rozdwojenie jaźni – podsumował te wyniki politolog Dmitrij Pietrow.