To są ostatnie godziny pełnienia funkcji szefa katalońskiego rządu regionalnego (Generalitat) przez Carlesa Puigdemonta. W piątek Senat w Madrycie niemal na pewno zatwierdzi propozycję rządu Mariano Rajoya odebrania autonomii Katalonii na mocy art. 155 konstytucji. Wówczas Puigdemont i jego ekipa zostaną odsunięci od władzy.
Scenariuszowi przejęcia bezpośredniej kontroli przez Madryt, który może prowadzić do otwartej konfrontacji w Katalonii i dalszego upadku jej gospodarki, Puigdemont mógł zapobiec w czwartek, ogłaszając przedterminowe wybory. Najpierw miał złożyć w tej sprawie deklarację o 13.30, potem przełożył ją o godzinę. Wreszcie wystąpił o 17.00, zapowiadając, że jednak wcześniejszych wyborów nie będzie. Wierny taktyce niekończącej się dwuznaczności, niepodległości jednak też nie ogłosił.
Czy za tą linią pójdzie cały regionalny rząd? W chwili zamykania tego numeru „Rzeczpospolitej" trwały obrady parlamentu regionalnego, każda opcja była możliwa. Ale najbardziej prawdopodobne wydawało się, że secesjoniści, zamiast oznajmić powstanie nowego państwa i ryzykować karę za zdradę stanu wynoszącą do 30 lat więzienia, wolą oddać inicjatywę Madrytowi.
Kompromisowe rozwiązanie wydawało się w zasięgu ręki, gdy mediację między Barceloną i Madrytem w środę zaoferował premier Kraju Basków Inigo Urkullu. Dzięki jego staraniom opozycyjna PSOE zgodziła się na zaniechanie uruchomienia art. 155 w zamian za dymisję Puigdemonta i rozpisanie przedterminowych wyborów. W wystąpieniu w czwartek po południu szef Generalitat powiedział, że takich gwarancji nie uzyskał jednak od Rajoya i jego Partii Ludowej. Tego jednak nie potwierdzają hiszpańskie media. Przeciwnie, zdaniem m.in. „La Vanguardii" premier był gotów poprzeć plan socjalistów wstrzymania procedury z art. 155.
Wygląda więc na to, że to wydarzenia w Barcelonie, a nie Madrycie miały większy wpływ na zmianę stanowiska szefa Generalitat. Gdy w czwartek rano padła wiadomość, iż szykuje się on do porozumienia z Rajoyem i rozpisania wcześniejszych wyborów, na placu Uniwersytetu w Barcelonie zebrała się wielotysięczna manifestacja studentów, która skierowała się ku Placa de Sant Jaume, przed budynek Generalitat. Otwierał ją transparent: „El poble ha votat. Ara Republica!" („Naród głosował. Będzie Republika!"). To odniesienie do nielegalnego referendum z 1 października, w którym 90 proc. spośród 42 proc. Katalończyków miało głosować za rozwodem z Hiszpanią.