Viktor Orban sięga do sprawdzonych metod, tylko tym razem na jeszcze większą skalę.
– Parlament właśnie przyjął ustawę, która znosi limit wydatków na kampanię wyborczą. Cały aparat państwa będzie zaprzągnięty do zwycięstwa Fideszu. Skala propagandy przypomina nalot dywanowy. Jej celem jest przedstawić kandydatów opozycji jako dyletantów bez doświadczenia politycznego, w których ręce nie można powierzyć losu kraju – mówi „Rzeczpospolitej” Daniel Mikecz, ekspert niezależnego instytutu Republikon w Budapeszcie. – Rząd zaciągnął też w Chinach pożyczki na subwencje dla wybranych grup społecznych, które do tej pory stanowiły filary wsparcia dla Fideszu. Emeryci mają na przykład otrzymać podwyżkę świadczeń o odpowiednik 80 euro miesięcznie – dodaje.
Czytaj więcej
Warszawa nie miała innego wyjścia. Decyzja MSZ tylko domyka temat. Sebastian Kęciek roli ambasado...
Po raz pierwszy od powrotu Orbana do władzy w 2010 roku tym razem może on przegrać z opozycją. Przed kwietniowymi wyborami jego ugrupowanie pozostaje w sondażach średnio o osiem punktów procentowych za Tiszą, nową partią stworzoną przez Petera Magyara, byłego męża dawnej minister sprawiedliwości Judit Varga. O ile Fidesz może liczyć na 36,6 proc. głosów, to jego rywal na 45,9 proc.
Ani Rosja, ani Chiny nie przyczyniają się do poprawy koniunktury na Węgrzech
Ten sukces po części należy tłumaczyć tym, że do tej pory rozbita opozycja teraz w przytłaczającej większości zjednoczyła się pod przywództwem lidera Magyara. Ten ostatni nie wywodzi się też z węgierskiej lewicy, która nie potrafiła zapobiec głębokiemu kryzysowi finansowemu nad Dunajem przed kilkunastu laty i od tego czasu zachowała ogromny elektorat negatywny.