Reklama

System Orbána bankrutuje. Węgrzy biednieją w oczach

Przeciętny Węgier jest już biedniejszy nie tylko od statystycznego Rumuna, ale nawet Rosjanina. To może przesądzić o wyniku wyborów za kilka miesięcy.

Publikacja: 28.07.2025 04:32

Od odzyskania władzy przez Viktora Orbána w 2010 r. opozycja na Węgrzech nie była tak silna

Od odzyskania władzy przez Viktora Orbána w 2010 r. opozycja na Węgrzech nie była tak silna

Foto: REUTERS/Yves Herman

Viktor Orban sięga do sprawdzonych metod, tylko tym razem na jeszcze większą skalę.

– Parlament właśnie przyjął ustawę, która znosi limit wydatków na kampanię wyborczą. Cały aparat państwa będzie zaprzągnięty do zwycięstwa Fideszu. Skala propagandy przypomina nalot dywanowy. Jej celem jest przedstawić kandydatów opozycji jako dyletantów bez doświadczenia politycznego, w których ręce nie można powierzyć losu kraju – mówi „Rzeczpospolitej” Daniel Mikecz, ekspert niezależnego instytutu Republikon w Budapeszcie. – Rząd zaciągnął też w Chinach pożyczki na subwencje dla wybranych grup społecznych, które do tej pory stanowiły filary wsparcia dla Fideszu. Emeryci mają na przykład otrzymać podwyżkę świadczeń o odpowiednik 80 euro miesięcznie – dodaje. 

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Budapeszt bez polskiego ambasadora. Opcja atomowa, ale konieczna

Po raz pierwszy od powrotu Orbana do władzy w 2010 roku tym razem może on przegrać z opozycją. Przed kwietniowymi wyborami jego ugrupowanie pozostaje w sondażach średnio o osiem punktów procentowych za Tiszą, nową partią stworzoną przez Petera Magyara, byłego męża dawnej minister sprawiedliwości Judit Varga. O ile Fidesz może liczyć na 36,6 proc. głosów, to jego rywal na 45,9 proc. 

Ani Rosja, ani Chiny nie przyczyniają się do poprawy koniunktury na Węgrzech

Ten sukces po części należy tłumaczyć tym, że do tej pory rozbita opozycja teraz w przytłaczającej większości zjednoczyła się pod przywództwem lidera Magyara. Ten ostatni nie wywodzi się też z węgierskiej lewicy, która nie potrafiła zapobiec głębokiemu kryzysowi finansowemu nad Dunajem przed kilkunastu laty i od tego czasu zachowała ogromny elektorat negatywny.

Reklama
Reklama

Ale sukces Magyara to też wynik załamania modelu gospodarczego zbudowanego przez Orbana. Jak podaje Komisja Europejska, w tym roku kraj powinien rozwijać się w tempie ledwie 0,8 proc., cztery razy wolniej, niż Polska. MFW szacuje z kolei, że dochód na mieszkańca na Węgrzech przy uwzględnieniu realnej mocy nabywczej walut narodowych wynosi już tylko 48,6 tys. dol., mniej nie tylko niż w Rumunii (49,2 tys. dol.), ale i prowadzącej od lat wojnę Rosji (49,3 tys. dol.). Zadłużony po uszy (75 proc. PKB) kraj musi przeznaczać aż 5 proc. PKB na obsługę długu. To najwyższy wskaźnik w UE. Tak się dzieje, bo rentowność 10-letnich węgierskich obligacji wynosi aż 7 proc.: tyle domagają się inwestorzy za ryzyko zakupu instrumentów dłużnych Węgier. 

Czytaj więcej

Péter Magyar: Warszawa w Budapeszcie? Chcemy robić to po swojemu

Bo też wiele źródeł wzrostu, na jakie postawił Orban, nie sprawdziło się. Choć utrzymywał z Putinem dobre relacje, krwawy dyktator nie dostarcza mu ropy i gazu po niższych cenach. Także Donald Trump, który w trakcie kampanii wyborczej wynosił węgierskiego premiera pod niebiosa, po powrocie do Białego Domu nie wsparł go w żaden konkretny sposób. Sposobem na osiągnięcie wzrostu miało być ściągnięcie fabryk baterii z Chin i Korei Południowej. Tyle że niemieckie koncerny motoryzacyjne nie chcą ich kupować. Same mają poważne problemy ze sprzedażą.

Na załamanie popularności Fideszu wpływa też najwyższa inflacja w Unii, jaką Węgry przeżyły w ostatnich latach. W szczytowym momencie kilkanaście miesięcy temu ceny rosły w ujęciu rocznym w tempie 25 proc.

– Dziś chleb czy ser są tak drogie, że muszę dwa razy się zastanowić, czy mnie na nie stać – mówi „Rz” proszący o zachowanie anonimowości naukowiec z Budapesztu.

W tej sytuacji Węgrzy nie są już gotowi pogodzić się z systemem korupcyjnym, jaki zbudował Orban. Jednym z jego symboli stał się zięć premiera István Tiborcz, który wszedł do grona 10 najbogatszych oligarchów kraju. Innym Lőrinc Mészáros, znajomy Orbana z jego rodzinnej wioski Felcsut.

Reklama
Reklama

– Jak możemy akceptować nasze coraz niższe dochody, jeśli dowiadujemy się, że z banku centralnego zniknął gdzieś miliard dolarów? – pyta wspomniany naukowiec odnosząc się do niedawno zwolnionego prezesa tej instytucji i kolejnego sojusznika Orbana Györgya Matolcsyego. 

Czy w razie porażki w wyborach parlamentarnych w kwietniu Orban odda władzę?

Orban zdobył dużą popularność, gdy po powtórnym dojściu do władzy w 2010 roku sięgnął do prostych rezerw, aby najpierw spłacić pożyczkę od MFW (25 mld dol.), a potem pompować pensje, byle oprzeć wzrost gospodarczy na coraz większej konsumpcji. Państwo przejęło więc prywatne fundusze emerytalne i opodatkowało zagraniczne banki. Przeforsowało też niekorzystne dla zagranicznych instytucji finansowych przeliczenie kredytów we frankach szwajcarskich na forinty. Teraz jednak Węgier nie stać już na dalsze zadłużenie się i pompowanie pieniędzy w sztuczny rozwój.

– Ogromnym problemem dla Węgier jest to, że Komisja Europejska blokuje wypłatę 18 mld euro z powodu łamania zasad rządów prawa. Okazało się, że chińskie czy rosyjskie pieniądze nie mogą zastąpić tych europejskich. Bo fundusze unijne przyczyniają się do rozwoju całego społeczeństwa. A te z Pekinu czy Moskwy, jeśli w ogóle się pojawiają, mnożą dochody oligarchów – tłumaczy Daniel Mikecz. 

Czytaj więcej

Kiedy upadnie władza Viktora Orbána? Péter Magyar namiesza w węgierskiej polityce

Magyar na tej właśnie frustracji oparł swój program polityczny. Nie tylko zapowiada walkę ze wszechobecną korupcją Orbana, ale wskazuje też na dramatyczny stan edukacji czy służby zdrowia – tych pozycji budżetowych, które były zaniedbywane przez węgierski reżim, bo nie przekładały się na natychmiastowe efekty. 

Rodzi się jednak pytanie, czy w razie porażki Fidesz odda władzę, czy też wbrew werdyktom urn będzie starał się ją utrzymać. Premier i jego sojusznicy mają bardzo wiele do stracenia: opozycja zapowiada rozliczenie ich z rozkradania państwa, łącznie z możliwymi wyrokami więzienia.

Reklama
Reklama

– Sądzę, że Orban jednak władzę odda. Będzie kierował się polskim i amerykańskim przykładem, starając się wykorzystać instytucje, które pozostają pod jego kontrolą, aby po czterech latach wrócić do władzy – uważa Daniel Mikecz. 

Wiele zmian ustrojowych wprowadzonych przez Fidesz wymagałoby konstytucyjnej większości w parlamencie. A tej Tisza raczej nie uzyska. 

Viktor Orban sięga do sprawdzonych metod, tylko tym razem na jeszcze większą skalę.

– Parlament właśnie przyjął ustawę, która znosi limit wydatków na kampanię wyborczą. Cały aparat państwa będzie zaprzągnięty do zwycięstwa Fideszu. Skala propagandy przypomina nalot dywanowy. Jej celem jest przedstawić kandydatów opozycji jako dyletantów bez doświadczenia politycznego, w których ręce nie można powierzyć losu kraju – mówi „Rzeczpospolitej” Daniel Mikecz, ekspert niezależnego instytutu Republikon w Budapeszcie. – Rząd zaciągnął też w Chinach pożyczki na subwencje dla wybranych grup społecznych, które do tej pory stanowiły filary wsparcia dla Fideszu. Emeryci mają na przykład otrzymać podwyżkę świadczeń o odpowiednik 80 euro miesięcznie – dodaje. 

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Polityka
Strefa Gazy. Zachód nie może już znieść informacji o umierających z głodu dzieciach
Polityka
UE i USA osiągnęły porozumienie w sprawie ceł. Unia będzie musiała zwiększyć inwestycje
Polityka
Raman Pratasiewicz. Wykorzystany, porzucony i zapomniany
Polityka
Holenderski parlament miał debatować o Strefie Gazy. Posłowie wybrali wakacje
Polityka
Europa gotowa ulec Ameryce? UE ma w odwodzie handlową „bazookę”
Reklama
Reklama