Pani doktor, czy pani ma problem z Żydami? - rozpoczął rozmowę Jacek Nizinkiewicz, gospodarz programu. - Jest afera, którą pani wywołała, pytając Marka Borowskiego, dlaczego zmienił nazwisko. Ten tweet znalazł się w Muzeum POLIN jako przykład antysemityzmu.
Ogórek tłumaczyła, że według badań prezentowanych w Muzeum POLIN i sam pytający, i Polacy generalnie są antysemitami, a samo Muzeum lansuje pojęcie antysemityzmu wtórnego. - Ma on polegać na tym, że sam pan sobie nie uświadamia, że jest pan antysemitą. Stamtąd właśnie Polacy się dowiedzą, że nimi są - tłumaczyła.
Magdalena Ogórek stwierdziła, że całą sytuację z Muzeum POLIN "przyjęła z dużym bólem".
- Kto jak kto, ale ja jestem znana z tego, że zawsze byłam promotorem kultury żydowskiej i wszędzie, gdzie byłam - a robię to nadal, np. na wieczorach autorskich związanych z moją książką - powtarzam, jak ważne jest to, byśmy pamiętali, że byliśmy współbraćmi w cierpieniu i do narodu żydowskiego należy podchodzić z jak najwyższym szacunkiem. Po tym, gdy napisałam ten tweet i w mediach liberalnych zaczęły się ukazywać sugestie, że mógł to być wyraz antysemityzmu - złapałam się za głowę - mówiła.
Ogórek stwierdziła, że sam Marek Borowski, którego wpis dotyczył, odpowiedział jej "knajackim jak na senatora językiem", że tweet jest "pukaniem w dno od spodu". - O antysemityzmie nie było tam słowa - zapewniła.
Publicystka stwierdziła, że patrząc na to, co się dzieje "wokół jej kolegów dziennikarzy z TVP Info" ma wrażenie, że każdy pretekst jest dobry, aby wykluczyć z przestrzeni publicznej osobę, której ludzie chcą słuchać.