Radosław Sikorski: Jesteśmy tylko obserwatorem tego, co się obok nas dzieje

Jako państwo frontowe musimy pielęgnować sojusze – mówi Radosław Sikorski, były szef polskiej dyplomacji.

Aktualizacja: 25.01.2022 21:55 Publikacja: 25.01.2022 19:20

Radosław Sikorski: Jesteśmy tylko obserwatorem tego, co się obok nas dzieje

Foto: Materiały Prasowe

Joe Biden, prezydent USA planuje przerzucić do Europy Środkowo-Wschodniej 8,5 tysiąca żołnierzy do wzmocnienia Sił Odpowiedzi NATO. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Czy możemy potraktować to jako gest czysto polityczny, bo chyba z punktu widzenia wojskowego to niewielkie wsparcie?

To byłoby niemal podwojenie zdolności amerykańskich w naszym regionie. W dokumentach Rady NATO-Rosja sprzed naszego przystąpienia do NATO, wyrażano przekonanie, że intencją sojuszu nie jest rozmieszczanie znaczących sił w naszym regionie. Te „znaczące siły" definiowano jako nie więcej niż dwie ciężkie brygady, czyli około 10 tysięcy żołnierzy.

Zatem dodanie 8,5 tysiąca do już będących w Polsce około 5 tysięcy byłoby wyjściem ponad ten limit, czyli byłoby uznaniem, że w wyniku rosyjskiej inwazji zmieniła się sytuacja, zmieniły się intencje i w związku z tym zmieniły się decyzje NATO.

Czytaj więcej

Rozmowy o Donbasie. Blade światełko w tunelu

Czy to oznacza, że Polska może czuć się bezpieczniejsza?

Uważam, że tak. Po 22 latach u władzy prezydent Władimir Putin jest otoczony klakierami i ludźmi, którzy odgadują jego intencje, ale myślę, że rosyjscy generałowie mieliby na tyle odwagi, żeby powiedzieć: „Panie prezydencie wojna z NATO to zły pomysł". Bo pamiętajmy, że wojny wygrywa się na koniec potencjałami gospodarczymi, a NATO to znaczy Europa, Stany Zjednoczone oraz Kanada mają gospodarkę 18 razy większą niż rosyjska.

Czy część tych wojsk może trafić do Polski?

Nie znam szczegółów amerykańskich propozycji, ale prezydent Biden wspomniał o Polsce i Rumunii.

A kraje bałtyckie?

Zapewne również. Otwarte jest pytanie czy zmieni się status stacjonujących tam wojsk sojuszniczych z obecności rotacyjnej, na obecność stałą.

Jakie działania powinien podjąć polski rząd w sytuacji, którą obserwujemy za wschodnią granicą? Uzbrajać Ukraińców? Mówić o tym, czy milczeć?

Dobrze, że prezydent Andrzej Duda został włączony w rozmowę z przywódcami Europy Zachodniej, NATO i Unii Europejskiej. Uważam, że to forma odpłaty za weto w sprawie ustawy lex TVN i bardzo dobrze. Ale to nie jest dobry czas na złe stosunki z Niemcami i Francją, oraz takie sobie ze Stanami Zjednoczonymi, a także całą tę doktrynę izolacjonizmu, o której mówi Jarosław Kaczyński.

Czytaj więcej

Andrzej Duda po rozmowie z Joe Bidenem: Nic nie wskazuje, by Polska była w niebezpieczeństwie

Jak jest się państwem frontowym i sąsiadem dwóch krajów, które zaraz mogą być na wojnie, to trzeba pielęgnować sojusze, a nie boczyć się na główne instytucje Zachodu i się samoizolować.

Oczywiście decyzje o sprzedaży uzbrojenia są decyzjami narodowymi. Ukraina jest demokratycznym państwem, członkiem ONZ nieobjętym sankcjami – mamy zatem prawo handlować z nią bronią. Przypomnę, że przed najazdem Rosji na Gruzję Polska dostarczyła Gruzji zestawy przeciwlotnicze GROM.

Dzisiaj słyszy się o różnych krajach dostarczających Ukrainie amunicję czy broń krótkiego zasięgu – a więc obronną, nic nie słyszymy jednak o jakiś polskich inicjatywach. Uważam, że najlepszym sposobem odstraszania jest zbrojenie Ukrainy połączone z dialogiem. Dyplomacja niewsparta realnymi działaniami jest tylko czczym gadaniem. Trzeba robić jedno i drugie.

Prezydent Putin już wie, że Ukraina ma amerykańskie i brytyjskie oraz własne rakiety przeciwpancerne, a także rakiety przeciwlotnicze.

Ukraina najbardziej odsłonięta jest na morzu. Podczas aneksji Krymu Rosjanie zniszczyli albo piracko przejęli większość floty ukraińskiej.

Być może nie bez znaczenia dla naszego stanowiska jest i to, że Polska przewodniczy OBWE i chyba nie może w otwarty sposób mówić, w jaki wojskowy sposób wspiera Ukrainę.

Dopiero w siódmym roku rządów PiS minister spraw zagranicznych odwiedzi Moskwę i to dopiero jako szef OBWE. A przecież mogliśmy się zachowywać tak jak Finlandia, z jednej strony organizować szczyty polityczne Rosji z Zachodem, a z drugiej kupić samoloty F-35, a w kryzysie podwyższyć stan gotowości. Słowem dawać do zrozumienia, że skóry tanio nie sprzedadzą.

Tylko, że to wymaga finezji w polityce zagranicznej, a nie topornej nacjonalistycznej tromtradacji.

Jakie znaczenie może mieć zwołane na piątek przez prezydenta Andrzeja Dudę Rady Bezpieczeństwa Narodowego?

To chyba odbędzie się pierwszy raz od wielu lat. Być może to oznacza, że sam Jarosław Kaczyński okaże panu prezydentowi Rzeczypospolitej tak wielki gest szacunku i się pofatyguje.

Jest pan pewien, że przyjdzie?

A może jest to akt wielkiej odwagi naszego niezłomnego prezydenta, który skorzysta ze swojej prerogatywy, ryzykując nawet tym, że wicepremier do spraw bezpieczeństwa może go zlekceważyć.

W 2014 roku, gdy Rosja najechała Krym, a potem Donbas, był pan szefem polskiej dyplomacji, na jakim wsparciu dla Ukrainy skupił się ówczesny rząd?

Wtedy byliśmy rozgrywającym tego kryzysu, a to dlatego, żeśmy się do niego dobrze przygotowali. Wystarczy przeczytać depesze Wikileaks Departamentu Stanu o tym, że to Amerykanie słuchali naszych ostrzeżeń, widzieli naszą aktywność.

W czasie przejęcia Krymu jedynym konsulatem NATO i Unii Europejskiej w Sewastopolu był konsulat polski ustanowiony przeze mnie cztery lata wcześniej. To Polska poprowadziła misję ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Francji, z błogosławieństwem Brukseli i Waszyngtonu, która doprowadziła do zakończenia rozlewu krwi na Majdanie.

A dzisiaj jesteśmy w najlepszym przypadku obserwatorami. Dzisiaj prezydent Duda jest zadowolony, że ktoś do niego zadzwonił. Niestety, nie kreujemy wydarzeń. To Niemcy pozycjonują się na mediatora.

Główne państwa członkowskie Unii Europejskiej stworzyły najpierw format normandzki, a potem miński, wyeliminowały z procesu dyplomatycznego instytucje Unii, zresztą wbrew traktatowi lizbońskiemu. Błąd popełniła także Ukraina. Przestrzegałem przed tym prezydenta Poroszenkę. Rezultat jest taki, że w sprawach dotyczących naszego bezpośredniego sąsiedztwa rozmawia Rosja ze Stanami Zjednoczonymi.

To nie jest sukces ani Polski, ani Unii Europejskiej. Powinniśmy powrócić do pierwotnego formatu genewskiego: USA – UE – Ukraina – Rosja. Na Ukrainie może rozstrzygnąć się układ sił w Europie na wiele lat.

Joe Biden, prezydent USA planuje przerzucić do Europy Środkowo-Wschodniej 8,5 tysiąca żołnierzy do wzmocnienia Sił Odpowiedzi NATO. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Czy możemy potraktować to jako gest czysto polityczny, bo chyba z punktu widzenia wojskowego to niewielkie wsparcie?

To byłoby niemal podwojenie zdolności amerykańskich w naszym regionie. W dokumentach Rady NATO-Rosja sprzed naszego przystąpienia do NATO, wyrażano przekonanie, że intencją sojuszu nie jest rozmieszczanie znaczących sił w naszym regionie. Te „znaczące siły" definiowano jako nie więcej niż dwie ciężkie brygady, czyli około 10 tysięcy żołnierzy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Inwigilacja w Polsce w 2023 r. Sądy zgadzały się w ponad 99 proc. przypadków
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Ministrowie na "jedynkach" KO w wyborach. Mamy pełne listy
Polityka
Najdłuższy stażem europoseł z Polski nie będzie kandydował w wyborach do PE
Polityka
Donald Tusk: PiS i Konfederacja chcą wyprowadzić Polskę z UE
Polityka
Bartłomiej Sienkiewicz podał się do dymisji. Minister kultury wystartuje w wyborach do PE