Korespondencja z Nowego Jorku
Świat z zapartym tchem czeka na wtorkowe spotkanie przywódców Stanów Zjednoczonych i komunistycznej Korei Północnej. Media rozważają polityczne i ekonomiczne aspekty tego historycznego wydarzenia. Jednak są też inne.
– Chciałabym się chociaż dowiedzieć, czy jeszcze żyją – mówi w wywiadzie dla „Washington Post" 87-letnia Hyun-ock Seo, która nie miała kontaktu z trójką swego rodzeństwa od 1950 r., czyli od wybuchu wojny koreańskiej.
Wiele rodzin zostało rozdzielonych w czasie wojny, a po jej zakończeniu w 1953 r. – w wyniku podziału Półwyspu Koreańskiego – na wiele lat straciło kontakt z krewnymi. Gdy po 1985 r. ociepliły się nieco stosunki między Południem a Północą, reżim w Pjongjangu zaczął pozwalać mieszkańcom Południa na przekraczanie granicy na kilka godzin i krótkie oraz nadzorowane spotkania rodzinne. Takich pozwoleń wydano nieco ponad 20, ale nie objęły one Koreańczyków z obywatelstwem amerykańskim i mieszkających w USA.
Nim w ubiegłym roku administracja Trumpa wprowadziła zakaz podróżowania do Korei Północnej, około 200 obywateli amerykańskich dostało pozwolenie na wjazd do tego kraju i krótkie spotkanie z krewnymi. Stało się to dzięki działalności Korean American National Coordinating Council. Inni padli ofiarą oszustów, którzy za znaczne sumy obiecywali zaaranżować spotkanie z krewnymi na granicy z Chinami.