Nowy lider w Tokio pojawia się w czasie, gdy nasila się starcie między Waszyngtonem a Pekinem. Japonia, trzecia gospodarka świata i sąsiad Chin mający z nimi spory terytorialne, jest dla Joe Bidena tak ważna, że jej obecnego premiera Yoshihide Sugę przyjął (w kwietniu) w Białym Domu jako pierwszego zagranicznego przywódcę.
Partia Liberalno-Demokratyczna (LDP), ugrupowanie konserwatywne, istnieje 66 lat i z dwiema krótkimi przerwani wciąż pozostaje u władzy. Kishida jest dwa lata młodszy od partii, na której czele stanął. W środę pokonał faworyzowanego Tarō Kōno. Obaj byli w przeszłości szefami dyplomacji. Kishida uchodzi za polityka wyważonego i centrowego, zwłaszcza w sprawach międzynarodowych i bezpieczeństwa. Ale w kwestiach światopoglądowych jest mniej otwarty niż Kōno, który opowiadał się za uznaniem małżeństw jednopłciowych. Kishida podkreślał, że w tej kwestii jeszcze nie doszedł do „momentu akceptacji".
Tokio musi pokazać, jak ważne są wolność, praworządność i prawa człowieka
Miesiąc temu Kishida na spotkaniu z dziennikarzami zagranicznymi mówił, że jest „w zasadzie" za kontynuacją dialogu z Pekinem, bo najważniejsze są pokój i stabilizacja w regionie. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę chińskie działania na Morzu Południowochińskim, wobec Hongkongu i Ujgurów, Tokio musi pokazać, jak ważne są wolność, praworządność i prawa człowieka. I współpracować z podobnie myślącymi demokracjami, przede wszystkim w sojuszu z USA.
Jak podkreślił dziennik „Japan Times", nowy przywódca LDP mieszkał jako dziecko w Nowym Jorku, w tamtejszych szkołach doświadczył rasizmu i dyskryminacji. To, mówił po latach, wpłynęło na jego życie, zdecydowało o determinacji „w walce o sprawiedliwość".