Słuchając po raz kolejny zapowiedzi byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, że po swoim powrocie z Londynu będzie musiał założyć partię, by odbierać głosy PiS, zastanawiam się, na ile są to pomysły formacyjne i strukturalne, a na ile ich źródeł należy szukać w niespełnionych ambicjach.
Prawa strona polskiej sceny politycznej formułuje się bowiem dosyć wyraźnie i klarownie. Mamy dwie duże partie, sytuujące się między centrum a prawą stroną, które wyczerpują zapotrzebowanie prawicowego elektoratu. O wiele większym problemem jest dziś to, co się dzieje po lewej stronie sceny politycznej, która jest słaba. I dopóki partie odbierane jako postkomunistyczne będą rościły sobie prawo do bycia głównymi animatorami polskiej lewicy, dopóty na całej lewicy będzie ciążyło przywiązanie do poprzedniego układu, które skutecznie zniechęca wyborców. I właśnie na lewicy przydałby się jakiś ruch i nowa, świeża inicjatywa.
Tymczasem najwięcej roszad i pomysłów mamy po prawej stronie. To tu funkcjonuje grupa osób, które nie znalazły sobie miejsca w istniejących już konglomeratach politycznych, jak choćby Jan Rokita (którego najbardziej szkoda, bo pomimo złożonego charakteru wnosił do polskiej polityki znaczny kapitał intelektualny), Ludwik Dorn (który pozostaje jednak członkiem PiS) czy tzw. uciekinierzy z Prawa i Sprawiedliwości: Kazimierz Ujazdowski, Jarosław Sellin, Paweł Zalewski, Jerzy Polaczek, no i w końcu Kazimierz Marcinkiewicz, który z nich wszystkich ma chyba największe ambicje, co nie musi przekładać się jednak na największy kapitał polityczny.
Jeśli nowa partia miałaby opierać się na powyższym składzie, to jej sukces jest co najmniej wątpliwy. Po pierwsze, wszystkie z wymienionych osób są osobami silnie nastawionymi na promowanie własnej indywidualnej pozycji i kariery. Śmiem wątpić, czy taki zbiór indywidualistów może stworzyć sprawnie współdziałający zespół. Po drugie, formacja ta miałaby orientację konserwatywno-liberalną, tzn. liberalną w sensie ekonomicznym i konserwatywną w sensie ideowym. Taka oferta, w różnym natężeniu, jest już dostępna na polskiej scenie politycznej. Mamy przecież PO z relatywnie większym naciskiem na część liberalną i PiS z większym naciskiem na element konserwatywny.
Śmiem wątpić, czy zbiór indywidualistów pod wodzą byłego premiera może stworzyć sprawnie współdziałający zespół