Lewica jest w trudnej sytuacji i były przewodniczący Wojciech Olejniczak po części ponosi za to winę. Zbyt autorytarnie rządził partią, siłą narzucał działaczom terenowym swoją wolę, zamykając uszy na narastającą krytykę. Popchnął SLD w kierunku zatłoczonego centrum, gdzie jego partia nie mogła się rozwijać. Popełnił sporo błędów personalnych przy układaniu list wyborczych w ubiegłym roku, co zaowocowało słabym wynikiem wyborczym. Na dodatek miał opinię człowieka mocno ulegającego wpływom: najpierw Aleksandra Kwaśniewskiego, a później Marka Borowskiego. Taka polityka musiała się dla niego źle skończyć. I dlatego nie dziwi to, że delegaci postawili na zmianę.
Problem w tym, że wybór Grzegorza Napieralskiego przynosi partii wątpliwą korzyść.
Nowy przewodniczący zapowiada, że SLD będzie bardziej lewicowy. Ale lewicowe postulaty społeczne z powodzeniem realizowało i nadal zgłasza PiS. Sojusz nie ma tu już nic do roboty. Pozostają więc postulaty światopoglądowe. Ale Polska to nie Hiszpania, a Napieralski to nie José Luis Rodriguez Zapatero. Większość społeczeństwa wcale nie oczekuje wypowiedzenia przez rząd konkordatu, co niefrasobliwie zapowiadał nowy lider, gdy był jeszcze sekretarzem generalnym. Polacy nie chcą też wyprowadzenia religii ze szkół, bo to oznaczałoby konieczność posyłania dzieci na religię popołudniami do sal katechetycznych, co jest po prostu uciążliwe. A na liberalizację ustawy antyaborcyjnej Sojusz nie będzie miał szansy, dopóki nie zdobędzie w Sejmie bezwzględnej większości mandatów. Wydaje się, że w najbliższych latach nie ma na to nadziei. Na czym więc będzie polegała owa większa lewicowość? Nie wiadomo. Bo nowy przewodniczący poza dobrze znanymi hasłami sprawiedliwości społecznej niczego konkretnego nie zapowiedział.
Czy Napieralski będzie bardziej samodzielny od Olejniczaka? To wątpliwe. Zapowiedź, że w partii będzie aż siedmiu wiceprzewodniczących, oznacza tylko jedno: konieczność zapłaty za głosy na niego oddane. Można więc przypuszczać, że Napieralski będzie tak samo uwikłany w rozmaite zależności, jak wcześniej uwikłany był Olejniczak.
Na dodatek nowy lider ma już silną wewnątrzpartyjną opozycję, na której czele stoi właśnie Olejniczak. Bo walka czysto personalna ma to do siebie, że dramatycznie dzieli partię i nie kończy się wraz z wyborami. Przenosi się tylko na inną płaszczyznę. W kuluarach kongresu już w sobotę można było usłyszeć, że zwolennicy Olejniczaka będą walczyć o usunięcie Napieralskiego ze świeżo zdobytego stanowiska.