O niewstrzymywanie umowy prosiła ministra Radosława Sikorskiego szefowa resortu nauki Barbara Kurdycka pod koniec ubiegłego tygodnia. Po publikacjach „Rz” szef MSZ w trybie natychmiastowym zażądał wyjaśnień, czy nasze interesy są dostatecznie zabezpieczone.
Współpraca naukowa ma być realizowana przez Niemiecko-Polską Fundację na rzecz Nauki. Strona niemiecka wyłożyła na nią 50 mln euro, my – 5 mln euro. Preferowane będą wspólne projekty mające służyć wzajemnemu poznaniu i porozumieniu między narodami.
Jednak Niemcy napisali statut fundacji, z którego wynika, że przy określaniu kierunków badań naukowych, np. dotyczących badań historycznych, nie będziemy mieli nic do powiedzenia. Ministerstwo Nauki uspokaja, że wpływ zapewnimy sobie przez naszego przedstawiciela w trzyosobowym zarządzie i dwóch (a nie jednego) członków ośmioosobowego kuratorium. Nasi przedstawiciele w kuratorium, najważniejszym organie fundacji, będą mieli również skuteczne prawo weta przy decyzjach dotyczących zasad i warunków finansowania projektów, bo tu ma obowiązywać konsensus, a nie głosowanie.
Ministerstwo Nauki utrzymuje, że strona niemiecka pracuje nad zmianami w statucie. Z kolei rzeczniczka niemieckiego resortu nauki wcześniej informowała „Rz”, że zmiany w statucie będą zaledwie kosmetyczne. Po naszych publikacjach wątpliwości, czy polscy przedstawiciele będą mieli rzeczywisty wpływ na podejmowanie decyzji w fundacji, nabrał minister Sikorski.
Ostatecznie nie zablokował samej umowy, lecz poinformował Kancelarię Premiera, że nie wejdzie ona w życie, dopóki w statucie nie zostaną zapisane takie zmiany, które przewidują równoprawny udział nie tylko w kuratorium, ale i we wszystkich organach fundacji.