W dniu kongresu, który przesądził o zmianie przywództwa w Sojuszu, Grzegorz Napieralski osobiście witał wszystkich delegatów. Ściskał im dłonie, zagadywał o drobiazgi. Walczący o reelekcję Wojciech Olejniczak odpuścił sobie ten rytuał.
– Bardzo możliwe, że dzięki temu Napieralski wygrał, bo gdy różnice programowe między liderami praktycznie nie istnieją, część delegatów kieruje się po prostu ostatnim wrażeniem – mówi Bogusław Liberadzki, europoseł z SLD. – A Napieralski doskonale o tym wie. W końcu jest absolwentem szczecińskiej politologii.
Co nadzwyczajnego jest na Wydziale Politologii Uniwersytetu Szczecińskiego? Obok Napieralskiego studiowali tam również: Sławomir Nitras z PO, Joachim Brudziński z PiS i Mateusz Piskorski z Samoobrony – sami polityczni fighterzy. – Pracują tam młodzi doktorzy, którzy przede wszystkim uczą skuteczności w polityce, tego, jak ograć przeciwnika i osiągnąć cel, wykorzystując m.in. media – mówi Jacek Piechota z SLD. A Liberadzki dodaje: kładą im do głowy jedno, że polityka nie jest dla grzecznych chłopców, tylko dla skutecznych, i że nieustannie trzeba wypatrywać okazji do awansu. Napieralski okazał się pojętnym uczniem. Z lewicą związał się już na studiach.
– Mówiło się, że jest u nas taki młody komunista, ale nigdy go nie widziałem, choć byłem szefem samorządu, a instytut politologii był mały i wszyscy się znali – wspomina Nitras.
Dlaczego Napieralski wybrał lewicę? – Z powodu przekonań albo z powodu tradycji rodzinnej, raz mówił tak, a raz inaczej – śmieje się Piechota. Ta tradycja to ojciec, były działacz PZPR, a później SLD. Młody Napieralski zaangażował się w działalność organizacji młodzieżowej, a zarazem zdobywał zaufanie ważnych ludzi w dorosłej partii. – Był uczynny, grzeczny, ale sprawiał wrażenie, że chce błyskawicznie przechodzić po szczeblach partyjnej kariery – opowiada Liberadzki, który przyjął obecnego lidera na sekretarza.