Ziobry na sali nie było - pojechał do Krakowa na konferencję prasową. Właśnie z powodu jego nieobecności posłowie PiS - których przybyło około stu - domagali się przerwania prac komisji. Przekonywali, że Ziobro nie został powiadomiony o posiedzeniu w sposób umożliwiający przybycie. Zapowiadali, że jest gotów dojechać za trzy-cztery godziny. Parlamentarzyści PO odpierają zarzuty i zapewniają, że powiadomienie było "skuteczne".
Przewodniczący komisji Jerzy Budnik (PO) nie zdołał zapanować nad emocjami na sali, podobnie jak przybyły z odsieczą po przerwie wicemarszałek Stefan Niesiołowski (także PO). Posłowie PiS kwestionowali zresztą jego uprawnienia do prowadzenia obrad. Skarżyli się na niedopuszczanie do głosu. "Hańba", "uzurpator", "precz z komuną", "na Białoruś" - takie wznosili okrzyki. - Panie przewodniczący, proszę ryknąć na to towarzystwo - ripostowali parlamentarzyści Platformy.
Nie słyszany praktycznie przez nikogo, zastępca prokuratora generalnego Marek Staszak odczytywał akta dotyczące sprawy Ziobry. - Powstaje pytanie, czy odczytanie tych zarzutów będzie skuteczne, skoro nie ma go Ziobry na sali - stwierdził Arkadiusz Mularczyk (PiS).
Gdy Niesiołowski, zamiast udzielić głosu domagającym się tego posłom PiS, udzielił go Andrzejowi Czumie z PO, ci oznajmili, że "23 lipca 2008 roku skończyła się w Polsce demokracja".
Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra z PiS oskarżył Niesiołowskiego, że traktuje posłów PiS "z buta" i ogłosił, że wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości opuszczają posiedzenie. - Wreszcie - mówili niektórzy posłowie PO. PO do PiS: "Targowica wychodzi z sali". PiS do PO: "zdrajcy tu siedzą".