Tylko cztery komitety – PO, PiS, lewicy i PSL – wprowadziły w ostatnich wyborach w 2007 r. reprezentantów do Sejmu. Jak wynika z badania GfK Polonia dla „Rz”, prawie co drugi Polak uważa, iż żadna z partii nie reprezentuje jego osobistych interesów. 30 proc. badanych nie znajduje też partii, która odpowiadałaby ich poglądom politycznym. Mimo to 60 proc. uważa, że w Sejmie jest ich za dużo. Dlaczego?
Według Wawrzyńca Konarskiego z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej cztery liczące się partie to wcale nie za dużo. W stabilnych skandynawskich demokracjach jest ich więcej. Rzecz jednak w jakości kultury politycznej. – W Skandynawii partie starają się dogadywać, a u nas się kłócą, stąd wrażenie, że jest ich za dużo – mówi Konarski. – Jednocześnie wielu Polaków się skarży, że nie ma w Sejmie reprezentacji. I jest to prawda, bo nasze społeczeństwo jest podzielone na wiele grup mających różne interesy, a pozbawionych reprezentacji politycznej.
39 procent ankietowanych przez GfK Polonia jest też zdania, że zmiany na scenie politycznej polegające na wzmocnieniu dużych partii kosztem mniejszych byłyby korzystne. Politolog uważa, że jest to wyraz tęsknoty za klarowną sytuacją na scenie politycznej.
– Chodzi o to, by rządzący nie mogli zrzucać winy za niepowodzenia na partnerów koalicyjnych – tłumaczy Konarski. – A skoro ludzie nie wierzą w możliwość pojawienia się partii, która reprezentowałaby ich interesy, a na dodatek podejrzewają, że nowe ugrupowanie popełniałoby więcej błędów niż starzy polityczni wyjadacze, to chcą przynajmniej przejrzystości.
Duże partie – PO i PiS – chętnie zagarnęłyby całą scenę polityczą dla siebie, by rządzić bez konieczności zawierania koalicji. Ich działacze nieraz o tym mówili. Jak ognia unikają jednak stwierdzenia, że chciałyby tę sytuację wymusić poprzez zmianę ordynacji wyborczej.